sobota, 30 maja 2015

XXXII "Spacerek"



Mężczyzna uchwycił dłoń kobiety i ścisnął dając wrażenie ptaka zamkniętego w małej klatce. Ptaszka, który nie może podziwiać świata ale też nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo i życie może trwać mu na kreatywnych godzinach kontemplacji. Mężczyzna przycisnął dłoń kobiety do własnych ust i począł obsypywać ją pocałunkami. To znak, że życie ptaszka będzie szczęśliwe bo właściciel darzy go uczuciem.
Andrzej upił gorzki łyk espresso. Przyglądając się zakochanej parce w kącie Starbucksa poczuł się troszkę niepewnie. O siódmej już był na lotniku Johna.F.Kennedy'ego, miał więc troszkę czasu by wskoczyć na poranną małą czarną i zastanowić się nad swoją przemową. Kiedy jednak zobaczył zakochaną parę szybko zwątpił w sens słów, które chciał przekazać Wiktorii.
To będzie ciężki lot - pomyślał upijając kolejny gorzki łyk gęstego espresso.

Andrzej prosto z lotniska wziął taksówkę i pojechał do Leśnej Góry, do hotelu rezydentów po drodze kląć głośno i narzekając dlaczego to taksówki nie są wyposażone w klaksony, a w centrum Warszawy są korki. Jakby cały świat nagle sprzysięgał się przeciwko niemu.
Gdy już dojechali na miejsce taksówkarz odetchnął z ulgą, a on sam nie patrząc ile wyjmuje z portfela i komu właściwie ową trzęsącą ręką daje pieniądze, rzucił wychodząc kilka zlepionych ze sobą banknotów na przednie siedzenie i pognał w kierunku hotelu.
- A Pana bagaże? - zapytał uradowany taksówkarz widząc na ile dana mu kwota opiewała.
Chciał zdążyć, być jak najszybciej przy niej, jakby nagle zdał sobie sprawę, że ona stanowi remedium na wszystkie jego dolegliwości.
To były setki - pomyślał gorzko Andrzej będąc już przy drzwiach i odwracając się by spojrzeć na samochód stojący przy bramie - Cholera, to były setki.
- Niech Pan wypakuje - rzucił -  i zostawi przy bramie!
- Się robi Panie kolego - krzyknął rozochocony - Już się robi.
Andrzej zadzwonił do domofonu. Po kilku sekundach drzwi się otworzyły.
Otworzyła Agata. Agata Woźnicka.
- Pan Profesor? - zapytała zdziwiona - Już Pan wrócił z urlopu?.
Andrzej minął ją w drzwiach bez słowa i już wchodził na górę. Należy stwierdzić, że to ewidentnie było niegrzeczne.
Woźnicka tylko pokiwała głową:
- No tak, oczywiście - westchnęła - Wiktoria jest na górze. Proszę naturalnie czuć się jak u siebie w domu.
Andrzej nie pukając wszedł do pokoju, zastając  Wiktorię przy pakowaniu dużej, beżowej walizki. Z początku spojrzała zdziwiona.
Andrzej z furią trzasnął drzwiami. Trzeba wiedzieć, że w przemowie nie było furii, Andrzejowi jednak z chwilą zobaczenia ukochanej wszystko się pomieszało:
- Do Krakowa ! - zaczął z przekąsem - Zachciało Ci się nagle zwiedzać Wawel?
Wiktoria głośno westchnęła:
- No tak...mogłam się spodziewać, że Ci powie. To przecież oczywiste...to Twój brat.
Andrzej w nerwowym tiku potarł podbródek.
- Chciałaś uciec - krzyknął - Jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć! Gdyby nie Adam, siedział bym tam w Nowym Yorku, nic nie wiedząc podczas gdy TY zmieniasz sobie swobodnie miejsce zamieszkania. - krzyczał dalej - O wszystkim sama zadecydowałaś tak? Ja i moje zdanie już w ogóle sie nie liczy!
Potok żalu, wściekłości i smutku wezbrał w nim jak podnosi się poziom morza i okolicznych rzek w czasie przypływu.
Teraz to Wiktoria oburzyła się i już ze łzami w oczach trzasnęła walizką o podłogę. Wszelka jej zawartość ; uprzednio jeszcze bezpiecznie spoczywająca w walizce na łóżku ; teraz porozsypywała się po podłodze. W tym bielizna, która  spadła przy nogach Andrzeja.
- A ty poinformowałeś mnie o tym, że chcesz odebrać sobie życie?  - fuknęła - Uwzględniłeś mnie w swoich planach? Nawet nie zostawiłeś listu pożegnalnego.! Myślałeś tylko i wyłącznie o sobie! - krzyczała dalej - Ty pieprzony egoisto! Cholerny furiacie ! Jestem dorosła i nie muszę pytać się Ciebie o zdanie czy mogę lub nie gdzieś wyjechać!
Na te słowa Andrzej sposępniał. Dostrzegła, że w oczach zebrały mu się łzy wielkości grochu. Zawsze zgrywał twardziela ale ona w gruncie rzeczy zawsze wiedziała jak kruchym jest mężczyzną. W niektórych sytuacjach to było sexy, teraz natomiast zachciało jej się płakać.
- Czego ty właściwie ode mnie chcesz?! - krzyknęła - Czego ty chcesz?
Wiktoria wydarła się teraz tak głośno, że Andrzej poczuł  niemal namacalnie jak szyby w oknach się zatrzęsły, a jego skóra zjeżyła się gęsią skórką.
Nagle gwałtownie złapała się za usta czując, że już nie da rady krzyczeć więcej.
Nastała długa i napięta chwila ciszy podczas której wpatrywali się w siebie w milczeniu. Ona płacząca, on z podkulonym ogonem, patrzący błagalnie, również płaczący choć starał się to subtelnie ukryć.
W dupie z przemową - pomyślał.
Po chwili Andrzej się odezwał:
- Chcę ciebie- wyrzekł stanowczo - Chcę ciebie i tylko ciebie. Pragnę ciebie. Jesteś najukochańszą osobą w moim życiu.
Popatrzył na Wiktorie tym rozkochanym pełnym czułości i tkliwości spojrzeniem i uśmiechnął się blado.
- Kocham cię i chcę być z tobą. Każda miłość jest czymś nowym. Zawsze stoimy przed nieznanym. Bardzo kochałem Anne i zakochałem się  w tobie - pokręcił głową - Jedno absolutnie nie wyklucza drugiego. Od momentu gdy cię poznałem niczego nie pragnąłem bardziej. Byłem tak tobą oślepiony, że nie dostrzegałem tego co wokół mnie się dzieje. Wszystko było nieuchwytne i jednocześnie w zasięgu mojej ręki. Twoje uczucie mnie uskrzydliło, przez nie zapomniałem o swych obowiązkach. Później umarła Anna i ja nie potrafiłem sobie z tym poradzić...- tu urwał na chwile - Wiem, że cię raniłem...- zawahał się - Ale jeśli mnie kochasz to proszę wybacz mi i daj mi szansę. Daj mi pokazać, że mogę być dla Ciebie oparciem w każdej sytuacji. Daj mi się sobą zaopiekować!
Wiktorią ponownie złapała się za usta i zaczęła rękawem swojego czerwonego sweterka wycierać już i tak całe w łzach piegowate policzki. Andrzej odwrócił wzrok:
- Jeśli pragniesz wyjechać, jeśli ta decyzja, ten wyjazd sprawi, że będziesz szczęśliwa  to ja nie będę cie zatrzymywał  - spojrzał twardo na nią już panując nad sobą i nad własnym głosem- Wtedy zabierz mnie z sobą. Wszystko mi jedno gdzie będziemy mieszkać...Kraków czy Warszawa. Jeśli wolisz wyjechać, mieszkać w Krakowie i naprawdę chcesz tej pracy...to jedźmy. Ale ze mną. Kocham cię i zrobię dla ciebie wszystko.
Podszedł do niej bliżej i wyciągnął swoją dłoń. Chwyciła ją.
Andrzej kontynuował:
- Ale jeśli robisz to tylko dlatego, że chcesz ode mnie uciec, to błagam nie rób tego. Nie uciekaj ode mnie...proszę - wychrypiał - Zrobię wszystko byś była szczęśliwa...proszę Wiktoria, proszę cię.
I zaraz przyciągnął ją do siebie mocno obejmując, tuląc do swego torsu; gładząc nieśmiało jej rude włosy i kruche, drobne plecy. Wiktoria objęła go mocno za szyję nie mogąc wyrzec już nic bowiem jej gardło co chwile drażniły intensywne spazmy szlochu. Jedno jak i drugie chciało jeszcze tyle powiedzieć jednak trwali w milczeniu wiedząc, że wszystko co najważniejsze zostało już wypowiedziane a sprawę można uznać za  całkowicie wyjaśnioną. Jakby nagle pomiędzy nimi ponownie utworzyła się ta nić porozumienia, widoczna wcześniej a uprzednio zatarta przez wydarzenia minione; każde teraz słowo według nich umniejszało ich szczęściu i uczuciu; toteż bali się przerwać to milczenie sycąc się nim niczym spragniony człowiek wracający z pustyni do miasta.
Andrzej ujął twarz Wiktorii  w swoje dłonie i roztkliwiony, kciukiem zaczął wycierać jej załzawione policzki uśmiechając się przy tym poprzez własne łzy.
Wiktoria ocierała je  wierzchem swej dłoni i szeptała cichutko:
- Jeszcze chwila i byś nie zdążył.
- Ale zdążyłem - szeptał jej do ucha - Na szczęście zdążyłem.
Po  chwili się odezwała patrząc na walizkę i to co wokół niej:
- To trzeba poukładać. - chlipnęła uśmiechając się serdecznie - Powkładać na swoje miejsce.
Andrzej uśmiechnął się:
- Niekoniecznie - odparł - Walizka może Ci się jeszcze przydać.
I otoczył ją ramieniem składając na szyi, policzkach i ustach swoje czułe pocałunki.

v   
Irena skrzywiła się i obróciła na drugi  bok.
Z boku słychać było jedynie równomierny oddech śpiącego Adama; ciemne kontury jego włosów i wydatne wzniesienie jego ramienia.
Dotknęła swojego wydatnego brzucha i ponownie się skrzywiła. Zaczynało boleć.
Zegarek z elektronicznym cyferblatem na szafce nocnej uparcie wskazywał pierwszą dwadzieścia pięć jakby dzisiaj, w tą szczególną noc nie mógłby trochę przyśpieszyć by świt zaświtał wcześniej.
Szybko podjęła decyzję. Wstała i już chciała się zacząć ubierać gdy cichy pomruk ukochanego przypomniał jej o jego obecności. O jego chęci przynależności w tym wydarzeniu; o jego pragnieniu wykazania się w sytuacji, w której przyszły ojciec ,właściwie sobie tylko, winien jest wykazać się zrozumieniem i gorącym wsparciem dla przyszłej matki. Coś w ten deseń.
Irena skrzywiła się i usiadła na łóżku:
- No dobra - mruknęła półgębkiem - Niech będzie.
Potrząsnęła jego ramieniem. Z początku nie było żadnego odzewu. Chrapał.
- Adam, chyba zaczęła się akcja porodowa - odparła spokojnie - Nie denerwuj się tylko, mam delikatne skurcze.
Jego reakcja była lepsza niż się spodziewała. Nagle tak gwałtownie otworzył oczy, że w półmroku nocy jego gałki oczne świeciły się jak dwa białe neony; jakby to co do niego mówiła było zrozumiane i przetwarzane już od samego początku.
Zerwał się gwałtownie i zapalił wszystkie światła. Irenie zachciało się niezwykle uroczo zaśmiać.
- Jezu Chryste. Na pewno to już? Trochę wcześnie.
Irena uśmiechnęła się spokojnie i kojąco. Zaczęła go uspokajać jednak nie potrafiła ukryć nutki rozbawienia atakujące jej fałdy głosowe:
- Odczuwam coś co normalnie nie powinnam. Zważywszy jednak, że to prawie dziewiąty miesiąc to...- urwała i skrzywiła się, łapiąc za wydatny brzuch.
Adam nastroszył się jak owczarek niemiecki na wieść o zbliżającej się kąpieli. Ciągle ją obserwował jakby była pękniętym dzbankiem z mlekiem a jego zadanie to dowieźć towar na bezpieczną przystań .
- Normalne - dokończyła po chwili - Spokojnie na razie to nie ból ale tylko pewien dyskomfort.
- Widzę właśnie.
Wziął do ręki telefon.
- Co ty robisz?
- Dzwonię po taksówkę.
Fala rozbawienia przelała się nawet z tak pojemnego dzbanka jakim był ten irenowy. Wybuchnęła śmiechem i wstała.
Adam wybałuszył oczy i delikatnie usadził ją na łóżku:
- Co ty robisz do cholery? Siedź na dupie, nie wolno ci się ruszać. Zaraz zadzwonię po taksówkę.
Irena skrzywiła się i z pod nosa powiedziała pochmurnie:
- Kochanie - na to słowo padł wyraźny ironiczny akcent  mimo spokojnej intonacji - Czy ty masz coś z głową? Ja nie jestem postrzelona tylko w ciąży! Mam skurcze ale dopiero się zaczęło, zanim mi odejdą wody to pewnie będzie z dziesięć godzin. Teraz wstanę - i tak też zrobiła patrząc spokojnie na strach w jego umartwionych oczach. - Teraz spakuję się bez pośpiechu i pójdziemy spacerkiem do szpitala hm?
Wzdrygnął się jak pies cerber na słowo spacerek i uklęknął przed nią. Objął ją w pasie i przyłożył swoje usta do brzucha. Ręce mu lekko drżały i był tak dalece przestraszony, że Irenie; stronie w związku przed którą teraz nie lada zadanie; zrobiło się go żal. Czule zmierzwiła mu czuprynę i pocałowała w czubek głowy.
- Wszystko będzie dobrze. Nic się nie bój.
Oparł brodę na wydatnym ciążowym brzuchu i popatrzył strachliwie na narzeczoną.
- Niech cie szlag - mruknął - Spacerkiem. No tak. Spacerkiem.
Irena wyszczerzyła się:
- A tak. Spacerkiem.
v   
Gdy Wiktoria z Andrzejem zjawili się w szpitalu Adam opierał się o ścianę tuż przed wejściem na porodówkę. Ręka trzymająca pusty, papierowy kubek po kawie nieznacznie mu drżała. Adrenalina nie zdążyła jeszcze zejść z jego wymęczonego układu nerwowego. Jednak nie to sprawiło, że para nagle gwałtownie się zatrzymała. Wiktoria złapała się gwałtownie za usta, wzrok Andrzeja z natury pochmurny jeszcze bardziej sposępniał.
Twarz Adama, cała czerwona jak twarz dopiero co urodzonego dziecięcia, była tak  opuchnięta od płaczu, że naturalne było iż Wiktoria jak i Andrzej uznali, że coś się wydarzyło. Spuchnięte powieki Krajewskiego  z trudem nadążały usuwać ze swych powłok wodę by z podniesioną głową odpierać ataki kolejnej partii .
- Boże Jedyny - szepnęła Wiktoria i trwożnie uczepiła się ramienia Andrzeja.
- Adam - spokojnie zaczął Andrzej - Co się stało?
Adam wszelako kiwał głową a po twarzy ciągle skapywały mu łzy. Po chwili widząc groźne spojrzenie brata i łzy przerażenia w oczach Wiktorii załkał cicho:
- Synek. Maleńki. Ma ciemne włoski i oczki jak ja - przerwał nagle by wziąć oddech. Ciężko mu się oddychało. Gardło drażniły łzy.  Nie zauważył, że Wiktoria jest uwieszona na ramieniu radego z tego Andrzeja - w tym momencie zdawał się w ogóle nie kontaktować .Trzymał się dzielnie na sali porodowej ale teraz już było mu wolno. Puścić uczucia na zieloną łączkę by się swobodnie, bez natarczywego wzroku uliczników mogły wypasać. Dokładnie.
Andrzej wywrócił oczami i już miał skomentować stan brata gdy Wiktoria swoim wzrokiem sprowadziła go do porządku. Andrzej uśmiechnął się.
- w skali? .
- Dziesięć - zachlipał - Otrzymał dziesiątkę. Jak się urodził był tak opuchnięty...
- Jak ty teraz - zaśmiał się Andrzej zaraz jednak widząc minę Wiktorii zapytał - A jak ty się czujesz, młody ojcze?
Wiktoria wywróciła oczami:
- Raczej, interesowało by nas - spojrzała na Andrzeja - jak się czuje Irena. Prawda?
- Nie no, tak, naturalnie.
Różnice między mężczyznami a kobietami nie są subtelne.
v   
Andrzej skrzywił się gdy maszynka zostawiła krwawe cięcie na lewym policzku:
- Cholera!
Krew zaczęła delikatnie sączyć się z małej szczeliny, jasne słońce poranka oświetlało ją gdy odwrócił się w kierunku szafki stojącej przy wannie. Wtedy zauważył Wiktorię i zatrzymał się skamieniały.
Była naga, tak jak natura stworzyła Ewę z żebra Adama. Popatrzył na siebie. Miał tylko bokserki, dosyć obcisłe:
- To nie fair - skomentował - Grasz nie czysto.
- Zostawiłam wczoraj szlafrok tutaj.
I wzięła leżący na koszu na brudną bieliznę szlafrok. Założyła ku gniewnym ognikom w oczach Andrzeja. Wzięła od niego gazik i ocierała jego zacięcie możliwie jak najsubtelniej, jak najpowabniej jak tylko mogła. Przyglądał jej się w milczeniu; chociaż bardzo tęsknił za Anną bliskość tej miłości dezynfekowała wszystko; czuł, że odżywa i tak jak mówiła Marry znów może decydować. Z Wiktorią nie poruszali już nigdy tematu Anny jakby każde wspomnienie o niej umniejszało czci ich miłości i pamięci tej pierwszej. Andrzej pragnął jej teraz pokazać jak jest dla niego ważna. Nie tylko przez sex:
- Chciałabyś mieć ze mną dziecko?
Zawahała się i widząc że zranienie już nie krwawi, wyrzuciła gazik do kosza na śmieci. Objęła go za szyję:
- Kiedyś...tak..myślę, że tak, na pewno. Ale teraz to jeszcze nie odpowiedni moment.
Pokiwał głową i objął ją w pasie:
- A ile?
- Co ile?
- Ile byś chciała mieć dzieci?
Zaśmiała się:
- Trójkę?
Andrzej wybałuszył oczy i uśmiechnął się szarmancko:
- Jezu Chryste. Trzy to całkiem duża liczba.
Wiktoria uśmiechnęła się w taki tylko sposób w jaki może uśmiechnąć się kobieta mówiąc o macierzyństwie. Pocałowała go pieszczotliwie w policzek obok zranienia i powiedziała:
- Trójka to szczęśliwa liczba.
- Wszystko zależy kochanie od literatury. Różne źródła podają inaczej.
Obrzucił ją przenikliwym wzrokiem. Nie żartowała, naprawdę będzie chciała założyć z nim rodzinę. Kiedyś. Widząc, że nie żartuje wtulił się w jej szyję i zaraz zaczął obsypywać ją pieszczotami.
Wiktoria delikatnie zaczęła zdejmować mu bokserki. Ponownie skomentował:
- Grasz na prawdę nie czysto.

Powietrze przeszył powabny kobiecy śmiech . Na podłogę obok wanny spadły bokserki, zaraz dołączył do nich szlafrok przykrywając je kojąco.

Ola 

5 komentarzy:

  1. No w końcu Wiki i Andrzej razem!!!
    Cieszę się,że Andrzej pomimo okropnego bólu po stracie Anny nie odpuścił i zawalczył o Wiki. Czekam na ten niestety ostatni odcinek :( Pozdrawiam :) / I.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo,bardzo, bardzo.... fajna część. W końcu FaWi razem, ..... a ta scena jak Andzej się zjawia u Wiki i wyznaje co do niej czuje po prostu MEGA romantyczna. Cieszę się, że pomimo nienajlepszych czasów dla FaWi piszecie nadal o nich opowiadanie. Czekam na next. Pozdrawiam/ Ela

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja to bym już chciała następny odcinek szkoda tylko, że ostatni. Mimo wszystko mam nadzieję, że będzie on BARDZOOOO długi tak, aby należycie się pożegnać z publicznością:))))))))))))) SZACUNECZEK Florentyna

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na dalszą część tego dzieła:)))))
    Pozdro Justina

    OdpowiedzUsuń