Mężczyzna
uchwycił dłoń kobiety i ścisnął dając wrażenie ptaka zamkniętego w małej
klatce. Ptaszka, który nie może podziwiać świata ale też nie grozi mu żadne
niebezpieczeństwo i życie może trwać mu na kreatywnych godzinach kontemplacji.
Mężczyzna przycisnął dłoń kobiety do własnych ust i począł obsypywać ją
pocałunkami. To znak, że życie ptaszka będzie szczęśliwe bo właściciel darzy go
uczuciem.
Andrzej
upił gorzki łyk espresso. Przyglądając się zakochanej parce w kącie Starbucksa
poczuł się troszkę niepewnie. O siódmej już był na lotniku Johna.F.Kennedy'ego,
miał więc troszkę czasu by wskoczyć na poranną małą czarną i zastanowić się nad
swoją przemową. Kiedy jednak zobaczył zakochaną parę szybko zwątpił w sens
słów, które chciał przekazać Wiktorii.
To będzie ciężki lot - pomyślał upijając kolejny gorzki łyk
gęstego espresso.
Andrzej
prosto z lotniska wziął taksówkę i pojechał do Leśnej Góry, do hotelu
rezydentów po drodze kląć głośno i narzekając dlaczego to taksówki nie są
wyposażone w klaksony, a w centrum Warszawy są korki. Jakby cały świat nagle sprzysięgał się przeciwko niemu.
Gdy
już dojechali na miejsce taksówkarz odetchnął z ulgą, a on sam nie patrząc ile
wyjmuje z portfela i komu właściwie ową trzęsącą ręką daje pieniądze, rzucił
wychodząc kilka zlepionych ze sobą banknotów na przednie siedzenie i pognał w
kierunku hotelu.
-
A Pana bagaże? - zapytał uradowany taksówkarz widząc na ile dana mu kwota
opiewała.
Chciał
zdążyć, być jak najszybciej przy niej, jakby nagle zdał sobie sprawę, że ona stanowi
remedium na wszystkie jego dolegliwości.
To były setki - pomyślał gorzko Andrzej będąc już przy
drzwiach i odwracając się by spojrzeć na samochód stojący przy bramie - Cholera, to były setki.
-
Niech Pan wypakuje - rzucił - i zostawi
przy bramie!
-
Się robi Panie kolego - krzyknął rozochocony - Już się robi.
Andrzej
zadzwonił do domofonu. Po kilku sekundach drzwi się otworzyły.
Otworzyła
Agata. Agata Woźnicka.
-
Pan Profesor? - zapytała zdziwiona - Już Pan wrócił z urlopu?.
Andrzej
minął ją w drzwiach bez słowa i już wchodził na górę. Należy stwierdzić, że to
ewidentnie było niegrzeczne.
Woźnicka
tylko pokiwała głową:
-
No tak, oczywiście - westchnęła - Wiktoria jest na górze. Proszę naturalnie
czuć się jak u siebie w domu.
Andrzej
nie pukając wszedł do pokoju, zastając
Wiktorię przy pakowaniu dużej, beżowej walizki. Z początku spojrzała
zdziwiona.
Andrzej
z furią trzasnął drzwiami. Trzeba wiedzieć, że w przemowie nie było furii,
Andrzejowi jednak z chwilą zobaczenia ukochanej wszystko się pomieszało:
-
Do Krakowa ! - zaczął z przekąsem - Zachciało Ci się nagle zwiedzać Wawel?
Wiktoria
głośno westchnęła:
-
No tak...mogłam się spodziewać, że Ci powie. To przecież oczywiste...to Twój
brat.
Andrzej
w nerwowym tiku potarł podbródek.
-
Chciałaś uciec - krzyknął - Jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć! Gdyby nie Adam,
siedział bym tam w Nowym Yorku, nic nie wiedząc podczas gdy TY zmieniasz sobie
swobodnie miejsce zamieszkania. - krzyczał dalej - O wszystkim sama
zadecydowałaś tak? Ja i moje zdanie już w ogóle sie nie liczy!
Potok
żalu, wściekłości i smutku wezbrał w nim jak podnosi się poziom morza i
okolicznych rzek w czasie przypływu.
Teraz
to Wiktoria oburzyła się i już ze łzami w oczach trzasnęła walizką o podłogę.
Wszelka jej zawartość ; uprzednio jeszcze bezpiecznie spoczywająca w walizce na
łóżku ; teraz porozsypywała się po podłodze. W tym bielizna, która spadła przy nogach Andrzeja.
-
A ty poinformowałeś mnie o tym, że chcesz odebrać sobie życie? - fuknęła - Uwzględniłeś mnie w swoich
planach? Nawet nie zostawiłeś listu pożegnalnego.! Myślałeś tylko i wyłącznie o
sobie! - krzyczała dalej - Ty pieprzony egoisto! Cholerny furiacie ! Jestem
dorosła i nie muszę pytać się Ciebie o zdanie czy mogę lub nie gdzieś wyjechać!
Na
te słowa Andrzej sposępniał. Dostrzegła, że w oczach zebrały mu się łzy
wielkości grochu. Zawsze zgrywał twardziela ale ona w gruncie rzeczy zawsze
wiedziała jak kruchym jest mężczyzną. W niektórych sytuacjach to było sexy,
teraz natomiast zachciało jej się płakać.
-
Czego ty właściwie ode mnie chcesz?! - krzyknęła - Czego ty chcesz?
Wiktoria
wydarła się teraz tak głośno, że Andrzej poczuł
niemal namacalnie jak szyby w oknach się zatrzęsły, a jego skóra zjeżyła
się gęsią skórką.
Nagle
gwałtownie złapała się za usta czując, że już nie da rady krzyczeć więcej.
Nastała
długa i napięta chwila ciszy podczas której wpatrywali się w siebie w
milczeniu. Ona płacząca, on z podkulonym ogonem, patrzący błagalnie, również
płaczący choć starał się to subtelnie ukryć.
W dupie z przemową - pomyślał.
Po
chwili Andrzej się odezwał:
-
Chcę ciebie- wyrzekł stanowczo - Chcę ciebie i tylko ciebie. Pragnę ciebie.
Jesteś najukochańszą osobą w moim życiu.
Popatrzył
na Wiktorie tym rozkochanym pełnym czułości i tkliwości spojrzeniem i
uśmiechnął się blado.
-
Kocham cię i chcę być z tobą. Każda miłość jest czymś nowym. Zawsze stoimy
przed nieznanym. Bardzo kochałem Anne i zakochałem się w tobie - pokręcił głową - Jedno absolutnie
nie wyklucza drugiego. Od momentu gdy cię poznałem niczego nie pragnąłem
bardziej. Byłem tak tobą oślepiony, że nie dostrzegałem tego co wokół mnie się
dzieje. Wszystko było nieuchwytne i jednocześnie w zasięgu mojej ręki. Twoje
uczucie mnie uskrzydliło, przez nie zapomniałem o swych obowiązkach. Później
umarła Anna i ja nie potrafiłem sobie z tym poradzić...- tu urwał na chwile -
Wiem, że cię raniłem...- zawahał się - Ale jeśli mnie kochasz to proszę wybacz
mi i daj mi szansę. Daj mi pokazać, że mogę być dla Ciebie oparciem w każdej
sytuacji. Daj mi się sobą zaopiekować!
Wiktorią
ponownie złapała się za usta i zaczęła rękawem swojego czerwonego sweterka
wycierać już i tak całe w łzach piegowate policzki. Andrzej odwrócił wzrok:
-
Jeśli pragniesz wyjechać, jeśli ta decyzja, ten wyjazd sprawi, że będziesz szczęśliwa to ja nie będę cie zatrzymywał - spojrzał twardo na nią już panując nad sobą
i nad własnym głosem- Wtedy zabierz mnie z sobą. Wszystko mi jedno gdzie będziemy
mieszkać...Kraków czy Warszawa. Jeśli wolisz wyjechać, mieszkać w Krakowie i
naprawdę chcesz tej pracy...to jedźmy. Ale ze mną. Kocham cię i zrobię dla
ciebie wszystko.
Podszedł
do niej bliżej i wyciągnął swoją dłoń. Chwyciła ją.
Andrzej
kontynuował:
-
Ale jeśli robisz to tylko dlatego, że chcesz ode mnie uciec, to błagam nie rób
tego. Nie uciekaj ode mnie...proszę - wychrypiał - Zrobię wszystko byś była
szczęśliwa...proszę Wiktoria, proszę cię.
I
zaraz przyciągnął ją do siebie mocno obejmując, tuląc do swego torsu; gładząc
nieśmiało jej rude włosy i kruche, drobne plecy. Wiktoria objęła go mocno za
szyję nie mogąc wyrzec już nic bowiem jej gardło co chwile drażniły intensywne
spazmy szlochu. Jedno jak i drugie chciało jeszcze tyle powiedzieć jednak
trwali w milczeniu wiedząc, że wszystko co najważniejsze zostało już
wypowiedziane a sprawę można uznać za
całkowicie wyjaśnioną. Jakby nagle pomiędzy nimi ponownie utworzyła się
ta nić porozumienia, widoczna wcześniej a uprzednio zatarta przez wydarzenia
minione; każde teraz słowo według nich umniejszało ich szczęściu i uczuciu;
toteż bali się przerwać to milczenie sycąc się nim niczym spragniony człowiek
wracający z pustyni do miasta.
Andrzej
ujął twarz Wiktorii w swoje dłonie i roztkliwiony,
kciukiem zaczął wycierać jej załzawione policzki uśmiechając się przy tym
poprzez własne łzy.
Wiktoria
ocierała je wierzchem swej dłoni i
szeptała cichutko:
-
Jeszcze chwila i byś nie zdążył.
-
Ale zdążyłem - szeptał jej do ucha - Na szczęście zdążyłem.
Po
chwili się odezwała patrząc na walizkę i
to co wokół niej:
-
To trzeba poukładać. - chlipnęła uśmiechając się serdecznie - Powkładać na
swoje miejsce.
Andrzej
uśmiechnął się:
-
Niekoniecznie - odparł - Walizka może Ci się jeszcze przydać.
I
otoczył ją ramieniem składając na szyi, policzkach i ustach swoje czułe
pocałunki.
v
Irena
skrzywiła się i obróciła na drugi bok.
Z
boku słychać było jedynie równomierny oddech śpiącego Adama; ciemne kontury
jego włosów i wydatne wzniesienie jego ramienia.
Dotknęła
swojego wydatnego brzucha i ponownie się skrzywiła. Zaczynało boleć.
Zegarek
z elektronicznym cyferblatem na szafce nocnej uparcie wskazywał pierwszą
dwadzieścia pięć jakby dzisiaj, w tą szczególną noc nie mógłby trochę
przyśpieszyć by świt zaświtał wcześniej.
Szybko
podjęła decyzję. Wstała i już chciała się zacząć ubierać gdy cichy pomruk
ukochanego przypomniał jej o jego obecności. O jego chęci przynależności w tym
wydarzeniu; o jego pragnieniu wykazania się w sytuacji, w której przyszły
ojciec ,właściwie sobie tylko, winien jest wykazać się zrozumieniem i gorącym
wsparciem dla przyszłej matki. Coś w ten deseń.
Irena
skrzywiła się i usiadła na łóżku:
-
No dobra - mruknęła półgębkiem - Niech będzie.
Potrząsnęła
jego ramieniem. Z początku nie było żadnego odzewu. Chrapał.
-
Adam, chyba zaczęła się akcja porodowa - odparła spokojnie - Nie denerwuj się
tylko, mam delikatne skurcze.
Jego
reakcja była lepsza niż się spodziewała. Nagle tak gwałtownie otworzył oczy, że
w półmroku nocy jego gałki oczne świeciły się jak dwa białe neony; jakby to co
do niego mówiła było zrozumiane i przetwarzane już od samego początku.
Zerwał
się gwałtownie i zapalił wszystkie światła. Irenie zachciało się niezwykle
uroczo zaśmiać.
-
Jezu Chryste. Na pewno to już? Trochę wcześnie.
Irena
uśmiechnęła się spokojnie i kojąco. Zaczęła go uspokajać jednak nie potrafiła
ukryć nutki rozbawienia atakujące jej fałdy głosowe:
-
Odczuwam coś co normalnie nie powinnam. Zważywszy jednak, że to prawie
dziewiąty miesiąc to...- urwała i skrzywiła się, łapiąc za wydatny brzuch.
Adam
nastroszył się jak owczarek niemiecki na wieść o zbliżającej się kąpieli.
Ciągle ją obserwował jakby była pękniętym dzbankiem z mlekiem a jego zadanie to
dowieźć towar na bezpieczną przystań .
-
Normalne - dokończyła po chwili - Spokojnie na razie to nie ból ale tylko
pewien dyskomfort.
-
Widzę właśnie.
Wziął
do ręki telefon.
-
Co ty robisz?
-
Dzwonię po taksówkę.
Fala
rozbawienia przelała się nawet z tak pojemnego dzbanka jakim był ten irenowy.
Wybuchnęła śmiechem i wstała.
Adam
wybałuszył oczy i delikatnie usadził ją na łóżku:
-
Co ty robisz do cholery? Siedź na dupie, nie wolno ci się ruszać. Zaraz
zadzwonię po taksówkę.
Irena
skrzywiła się i z pod nosa powiedziała pochmurnie:
-
Kochanie - na to słowo padł wyraźny ironiczny akcent mimo spokojnej intonacji - Czy ty masz coś z
głową? Ja nie jestem postrzelona tylko w ciąży! Mam skurcze ale dopiero się
zaczęło, zanim mi odejdą wody to pewnie będzie z dziesięć godzin. Teraz wstanę
- i tak też zrobiła patrząc spokojnie na strach w jego umartwionych oczach. -
Teraz spakuję się bez pośpiechu i pójdziemy spacerkiem do szpitala hm?
Wzdrygnął
się jak pies cerber na słowo spacerek i uklęknął przed nią. Objął ją w pasie i
przyłożył swoje usta do brzucha. Ręce mu lekko drżały i był tak dalece
przestraszony, że Irenie; stronie w związku przed którą teraz nie lada zadanie;
zrobiło się go żal. Czule zmierzwiła mu czuprynę i pocałowała w czubek głowy.
-
Wszystko będzie dobrze. Nic się nie bój.
Oparł
brodę na wydatnym ciążowym brzuchu i popatrzył strachliwie na narzeczoną.
-
Niech cie szlag - mruknął - Spacerkiem. No tak. Spacerkiem.
Irena
wyszczerzyła się:
-
A tak. Spacerkiem.
v
Gdy
Wiktoria z Andrzejem zjawili się w szpitalu Adam opierał się o ścianę tuż przed
wejściem na porodówkę. Ręka trzymająca pusty, papierowy kubek po kawie
nieznacznie mu drżała. Adrenalina nie zdążyła jeszcze zejść z jego wymęczonego
układu nerwowego. Jednak nie to sprawiło, że para nagle gwałtownie się
zatrzymała. Wiktoria złapała się gwałtownie za usta, wzrok Andrzeja z natury
pochmurny jeszcze bardziej sposępniał.
Twarz
Adama, cała czerwona jak twarz dopiero co urodzonego dziecięcia, była tak opuchnięta od płaczu, że naturalne było iż
Wiktoria jak i Andrzej uznali, że coś się wydarzyło. Spuchnięte powieki
Krajewskiego z trudem nadążały usuwać ze
swych powłok wodę by z podniesioną głową odpierać ataki kolejnej partii .
-
Boże Jedyny - szepnęła Wiktoria i trwożnie uczepiła się ramienia Andrzeja.
-
Adam - spokojnie zaczął Andrzej - Co się stało?
Adam
wszelako kiwał głową a po twarzy ciągle skapywały mu łzy. Po chwili widząc
groźne spojrzenie brata i łzy przerażenia w oczach Wiktorii załkał cicho:
-
Synek. Maleńki. Ma ciemne włoski i oczki jak ja - przerwał nagle by wziąć
oddech. Ciężko mu się oddychało. Gardło drażniły łzy. Nie zauważył, że Wiktoria jest uwieszona na
ramieniu radego z tego Andrzeja - w tym momencie zdawał się w ogóle nie
kontaktować .Trzymał się dzielnie na sali porodowej ale teraz już było mu
wolno. Puścić uczucia na zieloną łączkę by się swobodnie, bez natarczywego
wzroku uliczników mogły wypasać. Dokładnie.
Andrzej
wywrócił oczami i już miał skomentować stan brata gdy Wiktoria swoim wzrokiem
sprowadziła go do porządku. Andrzej uśmiechnął się.
-
w skali? .
-
Dziesięć - zachlipał - Otrzymał dziesiątkę. Jak się urodził był tak
opuchnięty...
-
Jak ty teraz - zaśmiał się Andrzej zaraz jednak widząc minę Wiktorii zapytał - A
jak ty się czujesz, młody ojcze?
Wiktoria
wywróciła oczami:
-
Raczej, interesowało by nas - spojrzała na Andrzeja - jak się czuje Irena.
Prawda?
-
Nie no, tak, naturalnie.
Różnice
między mężczyznami a kobietami nie są subtelne.
v
Andrzej
skrzywił się gdy maszynka zostawiła krwawe cięcie na lewym policzku:
-
Cholera!
Krew
zaczęła delikatnie sączyć się z małej szczeliny, jasne słońce poranka
oświetlało ją gdy odwrócił się w kierunku szafki stojącej przy wannie. Wtedy
zauważył Wiktorię i zatrzymał się skamieniały.
Była
naga, tak jak natura stworzyła Ewę z żebra Adama. Popatrzył na siebie. Miał
tylko bokserki, dosyć obcisłe:
-
To nie fair - skomentował - Grasz nie czysto.
-
Zostawiłam wczoraj szlafrok tutaj.
I
wzięła leżący na koszu na brudną bieliznę szlafrok. Założyła ku gniewnym
ognikom w oczach Andrzeja. Wzięła od niego gazik i ocierała jego zacięcie
możliwie jak najsubtelniej, jak najpowabniej jak tylko mogła. Przyglądał jej
się w milczeniu; chociaż bardzo tęsknił za Anną bliskość tej miłości
dezynfekowała wszystko; czuł, że odżywa i tak jak mówiła Marry znów może
decydować. Z Wiktorią nie poruszali już nigdy tematu Anny jakby każde
wspomnienie o niej umniejszało czci ich miłości i pamięci tej pierwszej.
Andrzej pragnął jej teraz pokazać jak jest dla niego ważna. Nie tylko przez
sex:
-
Chciałabyś mieć ze mną dziecko?
Zawahała
się i widząc że zranienie już nie krwawi, wyrzuciła gazik do kosza na śmieci.
Objęła go za szyję:
-
Kiedyś...tak..myślę, że tak, na pewno. Ale teraz to jeszcze nie odpowiedni
moment.
Pokiwał
głową i objął ją w pasie:
-
A ile?
-
Co ile?
-
Ile byś chciała mieć dzieci?
Zaśmiała
się:
-
Trójkę?
Andrzej
wybałuszył oczy i uśmiechnął się szarmancko:
-
Jezu Chryste. Trzy to całkiem duża liczba.
Wiktoria
uśmiechnęła się w taki tylko sposób w jaki może uśmiechnąć się kobieta mówiąc o
macierzyństwie. Pocałowała go pieszczotliwie w policzek obok zranienia i
powiedziała:
-
Trójka to szczęśliwa liczba.
-
Wszystko zależy kochanie od literatury. Różne źródła podają inaczej.
Obrzucił
ją przenikliwym wzrokiem. Nie żartowała, naprawdę będzie chciała założyć z nim
rodzinę. Kiedyś. Widząc, że nie żartuje wtulił się w jej szyję i zaraz zaczął
obsypywać ją pieszczotami.
Wiktoria
delikatnie zaczęła zdejmować mu bokserki. Ponownie skomentował:
-
Grasz na prawdę nie czysto.
Powietrze
przeszył powabny kobiecy śmiech . Na podłogę obok wanny spadły bokserki, zaraz
dołączył do nich szlafrok przykrywając je kojąco.
Ola