Rozdział bardzo krótki lecz liczę po cichu w duchu, że będzie się wam podobać. Przepraszamy za tak długi czas oczekiwania lecz wystąpił ciąg zdarzeń losowych i tych nie losowych ( studia) z przyczyn których nie mogłyśmy pisać. Ja leżałam w szpitalu gdzieś z tydzień, a gdy wróciłam siłą zaciągnięto mnie do armii bezmyślnych studentów. I nie moi kochani, stanowczo nie poszłam na ochotnika. Anyway.. w końcu wracamy tak na fest i postaramy się wstawiać opowiadania w miarę regularnie - to znaczy gdzieś co dwa tygodnie. I już tłumacze czemu taki odstęp...- Mogłybyśmy wstawiać co tydzień tak jak wcześniej lecz z przyczyny braku czasu byłyby to 5 stron ( jak to) a nie 11 czy 12, czyli taka liczba do jakiej zwykłyśmy was przyzwyczaić. Dlatego też będziemy wstawiać co jakieś dwa tygodnie, może półtora ( notka jak zwykle będzie publikowana w informatorze) Na koniec- mam nadzieję, że 5 - stronicowy ;) rozdział się wam spodoba, zachęcam gorąco do komentowania i dziękuję, że ciągle jesteście z nami....( pomimo przekroczeń tak zwanych deadline-ów;)
Pozdrawiam Ola
P.S Znów jakiś graficzny problem...część pisałam na iPadzie, ostatni raz zresztą, i na część nałożyła mi się biała kartka (znowu) więc dodałam kolor. Za nieudogodnienia przepraszam.
P.S Znów jakiś graficzny problem...część pisałam na iPadzie, ostatni raz zresztą, i na część nałożyła mi się biała kartka (znowu) więc dodałam kolor. Za nieudogodnienia przepraszam.
Ten delikatny pocałunek odbił się rykoszetem w psychice Wiktorii wywołując szkodę dwukrotnie bądź tez trzykrotnie większą niż pierwotnie myślała, że dokona. W istocie to ledwie zauważalne muśniecie, które niczym rasowy pocisk poczyniło tak głęboką dziurę, odbijając się rykoszetem wzięło także po drodze przypadkowe ofiary; wszelkie jej myśli i uczucia. Nie mogła się na niczym skupić, wszystko wylatywało jej z rąk, a najgorsza w tym wszystkim była.....opanowująca ją choroba umysłowa. Bowiem jak to inaczej nazwać? Jak inaczej nazwać człowieka, który pragnie by kolejny raz go postrzelono?
Wariat i szaleniec.
Tak. Wiktoria Manuela Consalida była wariatką i szaleńcem w całej swojej osobie. Chciała znowu być postrzelona. Mieć tyle postrzałów by żaden, nawet najzdolniejszy matematyk, nie zdołał ich zliczyć. Aby było ich tyle, że żeby je zliczyć potrzeba by ułożyć równanie matematyczne, które w prostu sposób pozwoliłoby oszacować ich liczbę
Jesteś żałosna Consalida, to Twój szef mówiła do siebie To nie wyjdzie Ci na dobre. Zapomnij.
I mimo tego do jej zmęczonej główki, wlatywały kolejne intymne wizje i obrazy, w których profesor zachowując ten swój urokliwy ironiczny humor; naigrywał się z niej w jak najbardziej pozytywny i właściwy tylko jemu sposób, uśmiechał się pokazując te kochane dołeczki, całował i pieścił ją całą.....
Cholera - pokręciła z dezaprobata głową.
Owa potrzeba dotyku i bliskości nie była właściwa tylko dla Wiktorii. Andrzej wszelako będąc zdecydowanie ulepionym z "grubszej gliny" starał się z całym tym zdarzeniem przejść do porządku dziennego, tym samym trochę oszukując samego siebie. Aby spłacić społeczeństwu swoją daninę kłamstwa i fałszu, udał, że cała ta sytuacja nie ruszyła go tak jak rzeczywiście ruszyła. Wszakże nakładając swoją maskę obojętności mógł funkcjonować w miarę normalnie przez kilka kolejnych dni, wykonywać wszelkie czynności rutynowo, automatycznie; nie wkładając w to serca; jednakże z czystym sumieniem spełniał swoje obowiązki tak, że wydarzenie to nie krepowało jego życia zawodowego. Wszystko to jednak do czasu.
Gorzej gdy maska się zużyła nadając się raczej do kosza na śmieci aniżeli na deski szpitalnego teatru.
Wtedy pojawiał się problem, z którym nawet Andrzej sobie nie potrafił poradzić.
Lekarze od tego czasu, unikali się, a właściwie za obopólną, niemą zgodą postanowili nie wchodzić sobie w drogę. Owe wzajemne niewchodzenie sobie w drogę polegała na wielu czynnościach - Wiktoria wykreśliła się z zabiegów z Andrzejem, a żeby jeszcze bardziej go rozjątrzyć , nieumyślnie jednakowoż, operowała z profesor Schultz. Od tego czasu nie rozmawiali i jak małe dzieci pokłócone o lizaka, rzucali sobie ukradkowe nieśmiałe spojrzenia, czekając aż druga strona wyjdzie z inicjatywą.
Toteż dopiero po kilku dniach, Andrzej niezwykle łasy na lizaki, postanowił przerwać nieznośne milczenie jakie panowało między nimi i wyjść z inicjatywą.
W czwartkowe popołudnie, tego samego tygodnia udało mu sie złapać Wiktorie na korytarzu. Chwycił ją za łokieć i brutalnie poprowadził korytarzem , wpychając ją do pierwszego napotkanego szpitalnego magazynku.
Zamknął drzwi za sobą i spojrzał na nią:
- Długo tak jeszcze zamierzasz? - zapytał - Teraz już zawsze będziemy się tak zachowywać?
Wiktoria oburzyła się.
- A Ty zawsze gdy odczujesz chęć konwersacji, będziesz porywał mnie jak Talibowie porywają samoloty i schowasz mnie w jakieś klitce?
Andrzej rzucił okiem wytrawnego obserwatora na mały magazynek, cały zatłoczony to półkami na których stały pudełka z gazami, niciami i rzeczami do sterylizacji; to pudełkami z wyżej wymienionymi rzeczami leżącymi na podłodze.
Grunt to oryginale wykończenie.
- A co Ci sie nie podoba w tym miejscu? - popatrzył na nią ze złośliwym uśmieszkiem- Stąd przynajmniej nie uciekniesz. Będziemy mogli pokonwersować.
Wiktoria wywróciła wściekle oczami i podparła się pod boki:
- Dobrze! - fuknęła - Więc pokonwersujmy!
Andrzej pokręcił głową rozbawiony do żywego jej uroczą zapalczywością gdy tak stała, podparta pod boki z rączkami zaciśniętymi w piąstki tak, że pobielały jej kłykcie.
Warknęła groźnie:
- No więc pokonwersujmy do cholery! Tylko o czym?
Teraz to on sie oburzył:
- A sądzisz, że nie mamy o czym? Możemy porozmawiać o pogodzie! Proszę bardzo! Nad Leśną Górą przewidziane silne wyładowania elektryczne związane z przechodzeniem zimnego frontu z nad hotelu rezydentów...
I już , wściekła do granic możliwości, chciała go wyminąć. Zrobiła to jednak tak powolnie, nieudolnie jakby całą sobą wysyłając nieme błaganie by ją zatrzymał, chwycił za rękę i obrócił ku sobie.
Andrzej wszelako zrobił to a będąc oddalony niecałe 2 cm od niej, omotany jej bliskością, zapachem i miłośną siecią jaka nieumyślnie na niego zarzuciła wyrzekł:
- Ja nie mam Cie za co przepraszać - zaczął łagodnie - Gdyby to tylko ode mnie zależało powtórzyłbym to jeszcze raz i znowu. ...
- Przestań - szepnęła - Proszę.
Wiedziała do czego to prowadzi.
Pokręcił głową.
- Powtarzałbym to codziennie - popatrzył na nią pożądliwie rozkochanym wzrokiem - Nie wstydzę się tego. Sycę się myślą o Twojej bliskości, pragnę Twojego dotyku i niestety ciągle mi mało. Jestem spragniony, cóż zrobić.
I zaraz przyciągnął ją do siebie wpijając swoje usta w jej delikatne wargi, łapiąc ją mocno za ramiona i obejmując stanowczo jej drżące ciało. Począł obsypywać jej szyję i ramiona rozpalonymi pocałunkami. Cicho jęknęła i objęła go za szyję:
- Andrzej - westchnęła - Nie możemy...nie tutaj.
Ten komunikat był jednak tak pięknie opakowanym kłamstwem, że nie tylko nie zahamował jego działań ale rozpalił jeszcze bardziej ciągle wzrastające pożądanie.
Zaczął rozpinać guziczki jej niebieskiego uniformu i pieścić jej szyję i piersi.
- Andrzej.....- powtarzała gdy ściągał z niej poszczególne warstwy stroju.
Drżącymi, rozpalonymi pożądaniem rekami zdjęła z niego koszule i rozpięła mu spodnie.
Przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie tak by czuć ciepło jej ciała na swoim torsie i udach; aby mieć dostęp do nawet najskrytszych zakamarków jej kobiecej anatomii - by czuć i wdychać ją całym sobą.
Głęboko westchnął.... i zatracili się w sobie.
v
-Ene due ricke fake ....
Anna
pokręciła głową i
jednym finezyjnym ruchem
ręki sprzątnęła wszelkie
stojące na półeczce kosmetyki.
Podeszła
do lustra nad
umywalką i spojrzała
na stojące obok
kranu tony kosmetyków.
Tych potrzebnych. I tych bardziej potrzebnych.
-Ene due ricke fake...
Skrzywiła się
-Ene due ricke –zaczęła znowu –Fake.....Fuck!
W ułamku sekundy cały arsenał umywalki powędrował do
kosmetyczki. Anna ze zniecierpliwieniem spojrzała na zegarek .
Według jej pojmowania czasu - było stanowczo za późno.
-O której masz taksówkę?
Andrzej stanął w drzwiach ziewając przeciągle i nonszalancko drapiąc
się ręką za jednym uchem. Druga owy ziew w ustach więziła. Oczy nieprzytomne
były. I takimi pozostały.
-Teraz! Teraz mam taksówkę.
Andrzej wzruszył ramionami i spojrzał przez okno w łazience.
-Przepraszam...może me oczka
pewnych rzeczy nie rejestrują. Proszę mi wybaczyć o Pani lecz gdzie Pani
kareta?
-Nie ma jej ! - fuknęła - Miała być lecz jej nie ma! W
tym momencie tryumfujesz prawda?
Anna
spojrzała spode łba
na zaspanego Andrzeja;
na Andrzeja bez koszulki i tego
samego Andrzeja w króciutkich, obciskających
w pewnych miejscach spodenkach od pidżamy. Jest
przecież poranek - pomyślała z rozbawieniem patrząc na zarys kształtu tych
spodenek i nie mogąc powstrzymać rosnącego w jej ciele pulsującego pożądania.
Popatrzyła na tego Andrzeja, który pomimo złośliwych i
triumfalnych iskierek obecnych w
oczach, patrzył na nią wejrzeniem pełnym
czułości i
już rysującej sie w tych błękitnych, głębokich tęczówkach
tęsknoty. Oprócz triumfu to także widziała. I mimo tego iż mieli to wypraktykowane
od tylu, tylu lat; to to niemal szczenięce spojrzenie naiwnego smutku; te
zlepione snem lekko zapuchnięte powieki; i te rozbudzone, sterczące w różne
strony kosmyki włosów - to wszystko sprawiło , że poczuła delikatne uczucie
żalu w sercu , a wewnętrzny głos mówił-I
znowu go zostawiasz na tak długo. Samego go zostawiasz.
-Będę tęsknił –mruknął i podszedł do niej przyciągając
do siebie –Bardzo będę tęsknił. Wracaj szybko
-Nie mydlij mi oczu – pogładziła go po policzku –Już
ty sobie jakoś zajmiesz czas.
Andrzej pokiwał uniżenie głową zwężając wargi.
-Co? - Anna łypnęła podejrzliwie. Powtórzyła pytanie –Co?
-Co co?
-Co to miało znaczyć? To kiwnięcie....Czyżbyś już miał
jakiś sprytny plan destrukcji świata swoim zachowaniem i tym podobne.....
-Mam w zanadrzu parę takich planów destrukcyjnych,
właściwie autodestrukcyjnych, jeżeli tylko nie wrócisz tutaj w przeciągu trzech
miesięcy –uśmiechnął się i po delikatnym ucałowaniu jej gładziutkiego policzka
kontynuował – Wiesz, jak mawiał Piotr I, człowiek przed obliczem przełożonego powinien
mieć wygląd lichy i durnowaty...-zawahał
się - Wiesz dlaczego?
Anna z rozbawieniem pokręciła głową i delikatnie
poruszając palcem jak końcem ptasiego piórka, ściągnęła rzęsę tkwiąca i już
prawie zagnieżdżającą się w kącie oka Andrzeja.
Ucałowała go w jarzmo tuż poniżej zaspanego oka i
zmierzwiła tęsknie czuprynę.
-Nie...Dlaczego powinien mieć wygląd lichy i
durnowaty?
-Żeby swoim pojmowaniem spraw nie peszyć przełożonego.
Rozległ się klakson nadjeżdżającej pod dom taksówki.
Anna roześmiała sie melodyjnie a Andrzej wziął leżące
na podłodze kosmetyczki. Kilka kosmetyczek.
Super! Uwielbiam Falkowicza z tego opowiadania. Mogłybyście przetłumaczyć słowa Anny "Ene due ricke fake ...."?
OdpowiedzUsuńStudiujecie medycynę? W jakim mieście?
Hej. Dawno Cie u nas nie było ;-)
UsuńEne due rike fake to początek tej słynnej dziecięcej rymowanki - Ene due ricke fake torba borba i tak dalej....
Pozwoliłam sobie na pokazanie Anny w trochę luźniejszym świetle; w towarzystwie samego Andrzeja jest ona przede wszystkim kobietą - osobą która ma pewne potrzeby i mimo tej sztywnej otoczki wyniosłości - potrzebuje miłości. Potrzebuje bezpieczeństwa.Miłości. Andrzeja potrzebuje :-) ....ale ty pytałaś mnie o tą wyliczanke a ja jak zwykle schodzę na Anne....przepraszam ale uwielbiam tą postać. To taka moja mała, lekko wyniosła perełka.
Co do medycyny...Nie, stanowczo nie. To znaczy, oczywiście chciałam studiować medycynę. Od jakiś trzech lat bardzo interesuje się anatomią, ze szczególnościa - funkcjonowaniem mózgu i układu nerwowego, podłożem chorób autoimmunologicznych i neurodegenerecyjnych...neuro, neuro i jeszcze raz neuro. Nie studiuje z prostej przyczyny....o ile biologie bardzo lubie i napisalam ja na maturze dobrze o tyle z chemii nie poszło mi tak dobrze i zabrakło punktów. Po prostu byli lepsi i tyle. Na medycynie w Warszawie wymagane jest około 90 procent z chemii jak i z biologii.
Studiuję biologię na UW, męcze się z botaniką i zoologią na pierwszym roku czekając na wymarzoną neurobiologię, z której będe chciała robić specjalizacje ( mechanizm tworzenia się chorób neurodegeneracyjnych, Alzheimer, Parkinson, stwardnienie rozsiane itp - generalnie, ślęczenia nad książkami i zero pracy z ludźmi a więc to co tygryski lubią najbardziej) Także to tak jeśli chodzi o moje zainteresowania naukowe a nie te artystyczne xD....ale o prawidlowosci aspektu merytorycznego opowiadania zapewniam xD nie piszę żadnych bzdur.
Nie będe wypowiadać się za Eweline, powiem tylko tyle, że studiuje na UW coś bardzo pokrewnego do filologii rosyjskiej ale az wstyd mi przyznać bo tyle razy mi krzyczała nazwę do ucha - wszakże nie pamiętam jej. Jest długa i skommplikowana a w swoim szkielecie ma kulturę i rosyjski. Tak wiem, wiem...to się nazywa sluchanie przyjaciela.
Pisz kiedy chcesz, tu czy też na maila, jak masz jakieś pytania.
Pozdrawiam Ola
No tak, rymowanka dawno już została przeze mnie zapomniana i pierwsze co przyszło mi do głowy, to że słowa Anny wypowiedziane zostały w obcym języku.
UsuńJa także interesuję się medycyną, aczkolwiek zawalona nauką nie mam zbyt wiele czasu na czytanie podręczników. Chciałabym wybrać się na te studia, aczkolwiek obawiam się właśnie chemii. O ile fizykę i biologię ubóstwiam, tak z chemią trochę gorzej. Na szczęście mam jeszcze duuużo czasu do matury i jest szansa, że jak się przyłożę do tego to się uda. Póki co jestem na etapie załatwiania korepetycji z tego jakże genialnego przedmiotu, w końcu im wcześniej tym lepiej.
Znajomy lekarz mówił mi, że przeglądał statystyki (zapomniałam niestety zapytać, z której uczelni) i ostatnio na medycynę jest 17 chętnych na jedno miejsce. Mam nadzieję, że robił sobie ze mnie żarty, aczkolwiek z tego co wiem do żartownisiów on nie należy. O medycynie w Warszawie mogę chyba zapomnieć przez tą chemię, ale chciałabym wybrać się do Wrocławia.
Anna mi także bardzo się podoba w tym opowiadaniu, choć wiadomo, że to profesor Falkowicz gra pierwsze skrzypce. Profesor Schulz mogłaś/mogłyście wykreować sama/e, w końcu z serialu nie wiemy o niej praktycznie nic. Ja także zastanawiam się nad stworzeniem w swoim opowiadaniu takiego bohatera, a najprawdopodobniej to bohaterki, którą wymyśliłabym w pełni sama.
Rzeczywiście, dawno tu nie komentowałem z przyczyn technicznych o ile tak można nazwać totalny brak czasu i wyliczenie co do sekundy, lecz zawsze czytałam wszystkie części.
Pozdrawiam, zakręcona i szalona (chyba tym nickiem próbowałam sobie wmówić, że wcale nie jestem taką nudną osobą, aczkolwiek nieskutecznie, bo dalej uważam, że jestem poukładana aż do bólu)
ja falkowicza bardzo uwielbiam i chce żeby był z wiki a nie z anną czy w tym opowiadaniu falkowicz będzie miał romans z wiki i zostawi anne młody1234 kiedy next
OdpowiedzUsuńStaram się absolutnie nie ugiąć i po raz kolejny odpowiem - nie będe zdradzać dalszych części by nie odbierać Ci (mam nadzieje przyjemnosci) z czytania. Cierpliwości :-) Jeśli masz jakieś pytania to zapraszam na priva.
UsuńPisz kiedy chcesz.
Pozdrawiam Ola
Genialne, fenomenalne, świetne <3 Długa kazałyście czekać, ale było warto. I wreszcie FaWi awwww *.* Anna wyjeżdża, lubiłam pogawędki jej z Falkiem, no ale pewnie niedługo wróci ;) Czekam z niecierpliwością na nexta (plis, nie za długo)
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie jedno z moich ulubionych. Mam nadzieje że Falko będzie z Wiki a Anna na tym wyjeździe pozna kogoś i będzie z nim.
OdpowiedzUsuńCzęść fajna, spodziewałam się takiego obrotu spraw. Jestem ciekawa co się będzie działo gdy Anna wyjedzie. :-)
OdpowiedzUsuńNo nareście jest FaWi w Waszym wydaniu. Bardzo fajna część. Jestem pod dużym wrażeniem Waszego talentu. Opowiadanie bardzo dobrze się czyta. Weny i więcej wolnego czasu. Pozdrawiam/ Ela
OdpowiedzUsuńMistrzynie <33
OdpowiedzUsuńŚwietna część :) Mam takie pytanko... Polecić was na moim blogu?
OdpowiedzUsuńJesli tylko uważasz ze nasza stronka jest godna polecenia :D nie no, żartuje ..,bedzie nam niezmiernie miło aczkolwiek nie śmiem o to prosić gdyż same nie polecamy żadnych blogów u siebie. Jak juz wczesniej nieraz tłumaczyliśmy brak nam zwyczajnie czasu na czytanie a wiec i polecanie. Jednakże jak juz mówiłam, jesli podoba Ci sie nasza praca, to co robimy i chcesz nas polecić -to bardzo Ci dziękujemy.
UsuńPozdrawiam Ola
czy dziś będzie dłuższy next w roli fawi młody1234
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam. Żadne słowa nie są w stanie usprawiedliwić faktu, że komentuję po tak długim czasie. Teraz do meritum.
OdpowiedzUsuńCzęść interesująca, jak każda, ale szczerze powiedziawszy czuję się rozczarowana. Tak jak już wiele razy pisałam uwielbiam i szanuję Falkowicza w Waszym opowiadaniu, ale teraz zaczynam tracić do niego uznanie. Uważam, że bawi się uczuciami kobiet. Jest z Anną, bo tak mu wygodnie. Napawa się faktem, że ma kogoś u boku, kto czeka na niego po pracy, z kim może porozmawiać i nie tylko :) . Natomiast Wiktoria jest jego kolejną zdobyczą, którą wcześniej czy później porzuci. Myślę, że ten "incydent" będzie miał poważne konsekwencje i bardzo skomplikuje relacje całej trójki, a Wiki zawsze będzie na straconej pozycji. Anna wyjeżdża, a "gdy kota nie ma myszy harcują". Liczę, że sprawy nie zabrną za daleko.
Z wypowiedzi poprzedników wynika, że wolą połączenie Wiktorii z Andrzejem, ja mimo wszystko jestem za Anną i profesorem.
Wybaczyć zdradę wydaje się być niemożliwe, ja chyba nie potrafiłabym, ale Anna...
Pozostaje czekać niecierpliwie na następną część.
Dziękuję za tę część i życzę dużo weny i wolnego czasu.
Pozdrawiam M.
Cześć
UsuńBardzo się cieszę,że takie rzeczy zauważasz i ze narazie jako jedyna zdeklarowałaś się pro Anna - Falkowicz aniżeli Wiktoria - Falkowicz. Muszę Cie jednak zmartwić, a może zafascynować, to kwestia personalnych zapatrywań, mianowicie - sprawy sie zagmatwają o dużo bardziej. Zdecydowanie bardziej. Zdecydowanie inaczej.
Gdy tworzyłam postać Anny i Falkowicza ( tego zmienionego Falkowicza) zawsze starałam się stawiać siebie w ich sytuacjii, co ja strikte bym czuła i jak bym decydowała. O ile w sytuacjii Anny łatwo mi się postawić o tyle z Andrzejem nie miałam tak łatwo. Wiadomo, męzczyzna ma inną mentalność albo jak kto woli - do myślenie używa także innych narządów, którymi został hojnie obdarzony przez matkę naturę. Dlatego też powiem tyle: czasami pożądanie jest silniejsze od wszelkich trafnych myśli, przekonań czy nawet postanowień. Tak mi się zdaje przynajmniej.
W każdym razie, mogę obiecać iż będzie się działo. Dużo. Większa część jest już napisana, wystarczy ją złożyć z dopiskami by utworzyła spójną całość.
Pozdrawiam ciepło
Ola
P.S Naprawdę bardzo się cieszę, że bardziej wolisz Anne i Falkowicza:-)