Witamy ponownie:) Zapraszamy na kolejny rozdział, w którym specjalnie dla Marthson98, w roli głównej wystąpi Adam Krajewski. Oczywiście zachęcamy do komentowania no i....Enjoy :)
Według wielu badaczy i
naukowców fazy księżyca nie tylko wpływają na przypływy i odpływy wód ale także
na naszą ludzką aktywność . Człowiek składając się w około 80% z wody jest
podobno równie podatny na naturalnego ziemskiego satelitę co nasz ocean
spokojny. Doktor Adam Krajewski chociaż nigdy nie wierzył w horoskopy i
wszelkiego rodzaju pogodowe dyrdymały ,musiał przyznać racje światłym badaczom.
Tego dnia bez wątpienia przypadała pełnia Księżyca. Chirurg czuł to całym sobą
i chociaż nikomu nigdy nie miał zamiaru się z tego zwierzać jakiś wewnętrzny
głos podpowiadał mu, że dzisiaj bezsprzecznie zdarzy sie coś niezwykłego.
Oderwał wzrok znad podręcznika anatomii instynktownie mrużąc oczy od nadmiaru
światła. Słońce wysoko święcące na horyzoncie oświetlało szpital, brutalnie wdzierając
się przez okno do pokoju lekarskiego. Wstał i podchodząc do okna zasłonił
rolety po czym wrócił na swoje miejsce przy biurku. Zmusił się do lektury
bowiem wizja nadchodzącego sympozjum z nowotworów ślinianek przyusznych,
wisiała nad nim dość wyraźnie.
W ciągu doby, w zależności od spożywanego
pokarmu, ślinianki (podżuchwowa, podjęzykowa i przyuszna) uchodzące do jamy
ustnej produkują średnio 0,75 - 1,5 litra śliny. Jej objętość zależy od wieku i
płci. Wydzielana jest ona w stosunkowo niewielkich ilościach u noworodków, swój
szczyt osiąga przed końcem 10 r. życia i dalej spada z wiekiem. Ponadto u mężczyzn
obserwuje się zwiększone wydzielanie śliny w stosunku do kobiet. Wydzielanie
śliny spada również w czasie snu, kiedy to wydziela się tylko 2-10 %
wydzielania dobowego.
Popatrzył na drzemiącego na
kanapie doktora Jakubka. Borys leżał na wznak, z jedną ręką wsuniętą pod głowę,
drugą spoczywającą na jego regularnie wznoszącym się i opadającym torsie. Z
szeroko otwartej buzi chirurga małymi strużkami ściekała perlisto - biała ślina
by następnie zginąć w gęstwinie czarnej brody. Strugi, fabrycznie stare zdołały
już powysychać, nowsze natomiast, starając się dopchać do swoich starszych
współtowarzyszy, zatrzymywały się w pół drogi na dłuższych włosach tam to czyniąc
sobie miejsce ostatniego spoczynku. Widok ten nasuwał Krajewskiemu żałosna
imitacje sceny z horroru, gdzie bez wątpienia doktor Jakubek grał zły
charakter. Adam mimowolnie uśmiechnął się znając pogodne usposobienie swojego
kolegi.
Teraz będąc pełnoprawnym
lekarzem spokojnie mógł poddać w wątpliwość dane statystyczne w podręcznikach
anatomii i fizjologii. Po pierwsze jeśli człowiek produkuje około 1,5 litra śliny
dziennie to jak wytłumaczyć fakt iż doktor Borys Jakubek po niecałych 2 h
drzemki niemal pływał w niej, leżąc na sofie niczym królewicz kąpiący sie w
złotej wannie? Po drugie nawet zakładając iż Borys ma pewne zaburzenia
fizjologiczne związane z produkcją tej ciągnącej sie białkowej substancji , to
jednak Adam skłaniał się w kierunku faktu, że nawet w przypadku choroby ludzki
organizm nie jest w stanie wyprodukować takie ilości śliny. No bo przepraszam ale kto w 2 h wyprodukuje
około 4 litry? Wnioski z tych naukowych rozważań były następujące: albo podręczniki
kłamią albo doktor Borys Jakubek nie jest człowiekiem.
Tą jakże ważną myślową dysputę Krajewskiego
przerwał wchodzący do pomieszczenia Zapała. Chirurg ponownie wlepił wzrok w książkę
starając skupić się na czysto teoretycznym aspekcie wydzielania, a nie na
stanie praktycznym, który jak by popatrzeć na kochanego Borysa trochę ...hm
odbiegał od książkowej normy.
- Hej stary - Przemek zdjął skórzaną
motocyklową kurtkę i wszedł za parawan by przebrać sie w biały, lekarski kitel.
Po niecałej minucie wyszedł, już całkowicie emanując lekarską bielą i
automatycznie skierował swoje kroki w stronę ekspresu do kawy. Nagle zatrzymał
sie w pół drogi całą swoją uwagę kierując na obślinionego, słodko drzemiącego
Borysa.
- Czy to jest jego....?
- Ślina, tak owszem kolego -
odparł Adam nie kwapiąc się nawet by oderwać wzrok znad fascynującej lektury.
Hipersaliwacja
jest zjawiskiem zwiększonego wydzielania śliny, występująca w wielu stanach
chorobowych, często także o podłożu psychicznym i nerwowym.
- I on to wszystko sam
wyprodukował? - zapytał zdziwiony, a zarazem zaciekawiony Zapała
- No ja mu w każdym razie
nie pomagałem.
- Niesamowite.... - Przemek
podszedł blisko śpiącego lekarza, przyglądając się mu niczym dziecko oglądające
nowy okaz małpiatki w miejskim zoo - Naprawdę niesamowite, a zarazem
obrzydliwie....ile on tutaj tak leży?
- Drzemie od około 2 h i
podejrzewam, że od tego czasu nieustannie produkuje. Jak to mówią w gospodarce:
produkcja przewyższa nakład, czy jakoś tak - chirurg wyszczerzył się do kolegi
pokazując równe, białe uzębienie - Miał dyżur nocny, a teraz jeszcze ma dzień.
Jakoś tak dziwnie ma grafik poustawiany... ale jutro cały dzień wolnego.
- Aha.....okej. Słuchaj ja
właściwie mam do Ciebie taką sprawę - w głosie Przemka Adam dosłyszał nutkę
zakłopotania, a może nawet dwie nutki.
- No słucham cie uprzejmie.
- Podobno pracowałeś wcześniej
z profesorem Falkowiczem i profesor Schultz już w Zurychu...- chwila przerwy by
zdanie odpowiednio zdyfundowało na cały pokój - No i....znacie się całkiem dobrze, jesteście w bardzo dobrych kontaktach, często z nią, to znaczy z nimi
operujesz - Zapała powoli zaczął się plątać w zeznaniach.
- To prawda, Falkowicz był
moim mentorem, dzięki niemu sporo się nauczyłem. Sporo też zarobiłem pomyślał, w duchu powstrzymując się przed
wypowiedzeniem tych słów. Zamiast tego rzekł twardo:
- Przemo do rzeczy, proszę
przejdź do meritum.
- Słuchaj, a czy mógłbyś
powiedzieć parę dobrych słów na mój temat? Tzn. wiesz chciałbym....
- Chciałbyś częściej, że tak
powiem brać udział w ich operacjach. Liczysz ,że któreś z nich weźmie Cię pod
swoje skrzydła. I tym oto sposobem zostaniesz nową wschodzącą gwiazdą kardiochirurgii
bądź chirurgii naczyniowej - Krajewski
od początku spodziewając się takiego obrotu rozmowy nie był wcale zdziwiony
prośbą kolegi. No way....nadzieja matką
głupich .- Pewnie, mogę co nieco bąknąć tak przy okazji...Ale muszę cię zmartwić,
od samego początku będziesz musiał się określić. Nasuwa mi się więc takie
pytanie, kogo z nich pożądasz bardziej?
- Co? - Zapała oparł się o
ladę rzucając pytające spojrzenie w kierunku chirurga
- Prosta odpowiedz : Schultz
czy Falkowicz. Cukierek albo psikus
- Nie podpuszczaj mnie.
- Ale ja cię wcale nie
podpuszczam. To jest standardowe pytanie jakie muszę zadawać takim niedoświadczonym,
młodym wilkom jak Ty. Musisz wiedzieć, że Falkowicz i Schultz ciągle ze sobą
rywalizują i jeśli myślisz, że podczepisz się pod obydwojga to się mylisz. A
więc cukiereczek czy psikus?
- Nie no przestań.
- Cukiereczek czy psikus,
pytam się.
- Cukiereczek - Przemek
uśmiechnął się, nieśmiale kręcąc głową.
No
tak, oczywiście że cukiereczek jakby miało być inaczej. Gdy w grę wchodzi
piękna kobieta zaczyna robić się niebezpiecznie.
-
Też
bym tak wybrał. Profesor Schultz to niesamowity lekarz, zachwycająca kobieta,
bystra, piękna, inteligenta, - Krajewski
postanowił pozostawić niedopowiedziane resztę przymiotów doktor Schultz starając
się trochę pociągnąć za język Przemka.
- Tu muszę Ci przyznać
rację. Jest przepiękną kobietą, owszem. - w oczach Zapały błysnęły wesołe
iskierki, które nie umknęły Adamowi. On, jak i tysiące przed nim wpadło w sieci
Anny. W sieć malowniczego, poetycznego i naturalnego piękna. - Słuchaj...a ona
w ogóle ma męża?
Adam wybuchnął głośnym,
chrapliwym śmiechem po czym odparł:
- Męża nie ma, ale uprzedzając
kolejne Twoje pytanie: nie masz na co liczyć. Jesteś zbyt delikatnym chłopcem
dla Schultz, ona nie gustuje w rezydentach. Wykorzystała by cię i zostałbyś z pękniętym
serduszkiem - uwielbiał przeprowadzać takie rozmowy z śliniącymi się na widok
Anny mężczyznami. Popatrzył na Jakubka...no dobrze słowo śliniącymi nie jest
tutaj wskazane i miarodajne.
Zapała trochę skrępowany
zaoponował - Wiesz, pytam się bo to trochę dziwne, aby taka kobieta nie miała męża,
w ogóle partnera... - Krajewski na te słowa tylko nieznacznie chrząknął.
Czasami lepiej nie mówić nic, jeśli ma się za dużo powiedzieć
- Profesor Schultz to raczej
typ famme fatale, a nie rodzinnej kury domowej.
- No tak, ale ona mogłaby
mieć nawet Brada Pitta gdyby chciała....
- Brad Pitt nie jest w moim
typie - profesor Anna Schultz weszła do gabinetu. Uśmiechnęła się do
Krajewskiego po czym obrzucając Zapałe jednym spojrzeniem nie wyrażającym żadnych
emocji rzekła: - Dzisiaj mam z Panem i doktorem Jakubkiem dyżur.- Policzki
Zapały przybrały odcień ciemnej purpury, której mogłaby pozazdrościć niejedna
makijazystka. Takiego koloru drogie Panie nie kupi sie w drogerii.
- naprawdę?, myślałem ,że
mamy z doktorem Samborem....
- Pan doktor aż tak
zawiedziony? Myślałam, że będzie się Pan cieszył. Wspólny dyżurek zbliża ludzi
- Schultz uśmiechnęła się ironicznie. Krajewski wiedziony przeczuciem, że zaraz
rozegra się jedna z jego ulubionych scen pt. Anna i jej męskie pioneczki, zamknął
i odłożył książkę, po czym rozsiadł się wygodnie na krześle niczym widz w
teatrze. Męskie pioneczki Anny to było ulubione określenie jakie on z
Andrzejem, nadawali mężczyznom, którzy najpierw ulegali urokowi pani profesor,
a później przechodzili ostre szykany i suma summarum wykorzystani jak tanie
zabaweczki, którym zepsuły się wszelkie sprężyny, kończyli na złomowisku.
- Ja zawiedziony? Nie, wręcz
przeciwnie, bardzo się cieszę. To znaczy cieszę się bo wiele będę się mógł od
Pani nauczyć. W sensie, chodzi mi o punkty techniczne....operacji oczywiście - Krajewski wcześniej jeszcze całą siłą woli hamując się teraz parsknął śmiechem,
tak donośnym iż nawet kąciki ust Anny wygięły się w nieznacznym uśmiechu.
Złośliwym jednakże ale zawsze uśmiechu. Po chwili kobieta ponownie przybrała
swoją stałą chłodną maskę ironiczności i rzekła ozięble:
- Doktorze Zapała ma Pan godność?
W istocie gdyby ją Pan miał, nie pozwoliłaby ona brnąć panu dalej w wyjaśnienia
bowiem zbłaźnił się Pan już dostatecznie. Co za dużo to nie zdrowo.
Zapałą w tej chwili będąc
czerwony jak burak miał tak nieodpartą ochotę zaszyć się pod Ziemią jak
spłoszony struś chowający głowę w piaskach Australii.
Chirurg poprawił się na krześle szykując się
na scenę finałową jednak nagle wzrok Anny przeniósł się na ciągle błogo drzemiącego
Borysa. I w tej właśnie chwili nastąpiła
zmiana przystawki na danie główne.
- Produkcja przewyższa
nakład - mruknęła z odrazą
- Właśnie to samo
powiedziałem - Krajewski wyszczerzył się szeroko, żałując że nie ma kamery. Uwielbiam kiedy nadchodzi pełnia Księżyca
-
Doktorze
Zapała proszę obudzić królewicza- profesor Schultz stanęła blisko kanapy na
której leżał Jakubek jednak w odpowiedniej odległości by czasem nie zostać
ugodzona śmiercionośną substancją. Grunt to odpowiednie środki ostrożności.
- Ja? Dlaczego ja?
- Zrobi Pan wszystkim
niezwykła przysługę.
- Przysługę?
- Tak, bo jeśli Go pan zaraz
nie obudzi my wszyscy w tym utoniemy -
wymownie wzniosła oczy ku niebu.
Przemek bardzo niechętnie
podszedł do Borysa, który chrapiąc teraz niezwykle głośno, syczał i warczał jak
hiena zbierająca się na wieczorny
posiłek. Pochylił się nad nimi starając się zlokalizować takie miejsce na ciele
Jakubka, które jeszcze nie jest mokre i lepkie. Próba ta oczywiście zakończyła się fiaskiem, a chirurg musiał zadowolić się punktem na ramieniu, które było ,
jak mu się wydawało najmniej wilgotne. Potrząsnął nim twardo w momencie gdy do pokoju lekarskiego wpadła podenerwowana pielęgniarka Iza.
- Doktorze Krajewski,
mogłabym prosić pana na słówko? - jej zdenerwowanie widać było już na pierwszy
rzut oka.
- Teraz? - Adam popatrzył na
budzącego sie do życia doktora Jakubka. To
jak wyjść z teatru przed ostatnim aktem.
- Obawiam się że jest to
sprawa nie cierpiąca zwłoki.
Krajewski tylko nieznacznie
prychnął i kiwnął głową ,jeszcze w drzwiach przez chwilę obserwując jak Anna
miesza Jakubka z błotem kulturalnie go prosząc o zakup śliniaczka.
v
- Mam nadzieję, że to coś
ważnego bo właśnie mnie Pani pozbawiła darmowego spektaklu - Krajewski
popatrzył spode łba na pielęgniarkę - do tego miałem miejsce dla vipów - dodał
po czym wyszczerzył się ironicznie, jakby sam fakt, że zareagował na to pielęgniarskie
wezwanie była dostąpieniem przez Panią Izę ogromnego zaszczytu. Kobieta
oczywiście, i tak już mocno podenerwowana, żałowała natomiast, że nie ma teraz
przy sobie młotka. Bezsprzecznie byłby niezwykle kompatybilny z głową doktora
Krajewskiego.
- Nie wiem czy fakt, iż pacjent z chirurgii,
nagle zniknął jest dostatecznie ważny, ale jeśli tak to prosiłabym o przyjecie
do siebie tej informacji - warknęła, ze złości zaciskając zęby. Na jej szyi widać
było niebezpiecznie pulsującą żyłę
- Przepraszam, ale to mój
problem? Z tego co pamiętam to nie ja tu jestem ordynatorem. - teraz to żyły na
szyi Adama dały o sobie znać, pulsując na zmianę z prawej i lewej strony, począwszy
od obojczyka, skończywszy na wydatnej żuchwie.
- Myślę Panie
Doktorze.....moją skromną opinią....że owszem to jest jednak Pana problem -
kobieta spiorunowała Adama wściekłym wzrokiem - Bo widzi Pan, to jest Pana
pacjent. Pan Maciej Niecki - Krajewski spoglądał na nią starając sobie
skojarzyć nazwisko i imię pacjenta z twarzą. Oczywiście, bezskutecznie. Widząc
jego pytające spojrzenie, Iza głośno westchnęła po czym rzekła:
- To jest pacjent, którego
pan operował wczoraj przed południem. Planowe wycięcie wyrostka
robaczkowego....
- Aaa to ten, młody facet,
niecałe 21 lat ....ZARAZ ZARAZ...ale on jest tuż po operacji, nie powinien
chodzić
- Przecież od kilku minut
właśnie to staram się panu Doktorowi wytłumaczyć! Szukamy Go już jakąś godzinę.
Wcześniej Pana nie informowałam bo myślałyśmy, że może wstał tylko na
chwilę....do toalety...albo gdzieś.
Tak,
tak albo gdzieś...na spacer może.
- I informuje mnie Pani dopiero teraz? To jest
niebezpiecznie dla jego stanu zdrowia. No
i masz, tak źle i tak niedobrze pomyślała wyobrażając sobie epicko ogromny
młotek, którym raczyła by głowę bruneta -Wykazała się pani ogromna
niekompetencją powiadamiając mnie dopiero teraz. Wezwałyście ochronę?
- Tak panie doktorze,
funkcjonariusze już go szukają - pulsujące żyły Izy nie były teraz jedynym wyróżniającym ją przymiotem. Żądza
mordu w oczach stanowczo plasowała się
wyżej - Nie poinformowałam także ordynatora o tej sytuacji co zaiste
także jest moją niekompetencją, ale zaraz mogę to naprawić. Obawiam się jednak,
że profesor Falkowicz nie będzie zadowolony - warknęła lekko czerwieniejąc na
twarzy- Jak Pan myśli doktorze Krajewski? - to pytanie było widoczną słowną
manipulacją. Adam wiedząc jaka będzie reakcje Andrzeja na te świeżo zaserwowane
nowości po chwili złagodniał na twarzy. Bez wątpienia jechali na tym samym
wózku.
- To nie wszystko panie
doktorze - rysy twarzy kobiety nieco złagodniały
- Masz coś jeszcze
mocniejszego? naprawdę masz coś jeszcze
mocniejszego?
- Bo widzi Pan ten Niecki ,
on ma pewne problemy.....on - kobieta zaczęła się plątać - Nie wiem jak Panu to
powiedzieć.
- Najlepiej po polsku proszę
- Dwa lata temu był na
odwyku narkotykowym. Po jego zniknięciu w sali znaleźliśmy pustą torebkę po jakiś
nie oznakowanych firmowo cukierkach. W opakowaniu zostało trochę proszku.
Poszłam i zaniosłam to doktorowi Drylowi, on zna się na takich rzeczach.
Wystarczyło kilka sekund by rozpoznał co to jest.
Boże
jak ja nienawidzę pełni Księżyca
-
Jakieś
opioidy?
- LSD panie doktorze - pielęgniarka
teraz już, jak po wyznaniu własnych win, odetchnęła głęboko. Adam zaczął
nerwowo pocierać podbródek w myślach analizując sytuacje w jakiej się znaleźli.
A nie była ona komfortowa.
- Dobra zrobimy tak:
profesor Falkowicz nie może się o tym dowiedzieć, chyba że sytuacja wymknie się
z spod kontroli. Jak gdyby już się nie wymknęła.
Jeśli jest tak jak podejrzewacie i zeżarł całe opakowanie to z pewnością nie zachowuje sie
zbyt dyskretnie i na pewno go znajdziemy. Ja osobiście pójdę przeszukać
internę, pani jeszcze raz przeszuka chirurgie i toalety na 2 piętrze. Trzeba
jeszcze sprawdzić na ginekologii. Iza rzuciła mu jedno wymowne spojrzenie,
którego sie obawiał :Czy ty naprawdę
sądzisz, że nie wyszedł na dwór?
-
Sprawdzimy
także dwór
- Panie Doktorze a jeśli to
samobójca...
- Tej ewentualności nawet
nie zakładam. Przynajmniej wolę tego nie zakładać. Widziała Pani, doktor
Consalide? Asystowała mi przy tej operacji, jej pomoc bardzo by mi się przydała
- zapytał chirurg z nadzieją przyjścia upragnionej pomocy w postaci przyjaciółki.
- Widziałam ją jakieś 5
minut temu. W niezwykle dobrym humorze szukała profesora Falkowicza, wątpię
zatem czy Panu pomoże. Chirurg machnął ręką: - Dobra, nieważne, jak zwykle poradzę
sobie sam- i ruszył korytarzem w poszukiwaniu pana Nieckiego.
v
To niezwykle zabawne,
aczkolwiek frustrujące iż ludzki mózg postanawia nas zwodzić w najmniej
oczekiwanych momentach. Adam, na przykład, idąc korytarzem interny w każdej
kolejnej osobie widział postać pana Nieckiego. Cholerny gnój pomyślał ciskając spojrzeniem gromy na przechodzącą
obok niego przestraszoną kobietę. Doktor Krajewski obecnie wysyłał swoją osobą krótki,
jasny komunikat : Nie dotykać. Gryzę.
Zamorduję. Toteż przypadkowo spotkani na internie ludzie stosowali się do
wyznaczonych przez chirurga zaleceń grzecznie ustępując mu drogi gdy
przechodził. Jedyną osobą , która nie podporządkowała się temu przekazowi, była
Agata. Lekarze wpadli na siebie w przejściu interny w ginekologię:
- Cholera, uważaj jak
łazisz- zbulwersowany Adam łypnął wściekle na blondynkę.
- Nie, spokojnie, nic mi nie
jest - w odpowiedzi wyszczerzyła sie ironicznie, co tylko jeszcze bardziej go
zezłościło. Ona, w porównaniu do niego, tryskała humorem oferując wszystkie
kolory tęczy pod postacią swojego uśmiechu i życzliwych spojrzeń.
- Coś widzę jesteś nie w
humorku.....- pokręciła głową z udawanym zatroskaniem
- Też byś była, gdyby jakiś głupi pajac nawiałby Ci z
oddziału. Do tego najpewniej narajany pajac. - ze złością uderzył dłonią w
ścianę - Rozległ się delikatny trzask
protestujących kości i stawów.
- Czyż bym się przesłyszała,
czy szukasz głupiego, narajanego pajaca z chirurgii? -na to Adam potaknął,
mimowolnie się uśmiechając. Tak, to brzmiało z lekka zabawnie. Spojrzał na Agatę by po chwili krótko wyjaśnić jej swoją zgoła patową sytuacje. Gdy
zakończył, delikatnie wzruszyła ramionami. Wiedziała do czego to zmierza
- Bardzo Ci współczuję, ale
właśnie skończyłam dyżur także.....
- Nie no, proszę Cię, pomóż
mi. Okaż tą swoją wszechobecną dobroć, którą tak rzygasz- Na to stwierdzenie,
Woźnicka tylko pobłażliwie zlustrował go wzrokiem :
- No teraz to ja Ci na pewno
nie pomogę. Bye, bye - i minęła Go ruszając zatłoczonym korytarzem. Dogonił ją
i złapał za łokieć tym samym zatrzymując:
- Dobrze niech będzie,
odbębnię za Ciebie jutro przychodnie - spojrzała na niego z politowaniem po czym
wyrwała łokieć z jego uścisku i ruszyła przez internę.
- Pojutrze i popojutrze
także. Przez cały kolejny tydzień? Miesiąc? Dobra niech będzie miesiąc - krzyknął
za nią. Woźnicka zatrzymała się na środku korytarza, i kręcąc z rozbawieniem
głową odparła:
- Dobra, chodź, poszukamy
tego pajaca.
v
- Może zobaczmy na dworze -
rzuciła z rezygnacja Agata. Niestety ani interna, ani ginekologia nie posiadały
tajemniczych miejsc, w których mógł by
się schować pan Niecki więc lekarze ruszyli w stronę wyjścia ze szpitala. Będąc
już w drzwiach natknęli się na dwóch funkcjonariuszy ochronny. Wyższy, chudy
jak patyk mężczyzna, po natarczywych pytaniach Adama o jakichkolwiek postępach
w poszukiwaniach pana Nieckiego, począł dogłębnie wyjaśniać i tłumaczyć co w zajęło
mu koło 5 minut, a w skrócie oznaczało że: wiedzą tyle ile nic. Gejzer intelektu. W czasie monologu
wysokiego jego towarzysz, niski, łysy, baryłkowaty mężczyzna, stał napięty jak
struna, poważnie kiwając głową. Grubasek marszczył przy tym intensywnie czoło co
nadawało wrażenie iż faktycznie się nad czymś zastanawia. Po jego mimice twarzy chirurg poważnie wątpił czy ten facet potrafi sklecić przynajmniej jedno zdanie
złożone.
- W takim razie może panowie
pójdą z nami na zewnątrz, skoro tutaj nigdzie Go nie ma - grzecznie
zasugerowała Agata. Chudy przystał niezwykle zawiłym zdanie, baryłka natomiast
tylko pokiwała głową.
Lekarze wraz z
funkcjonariuszami wyszli na zewnątrz i
zaczęli "przeczesywanie terenu". Agata co jakiś czas zerkając
na Adama, zauważyła, z nieukrywanym rozbawieniem, iż kolega w całych tych
poszukiwaniach pochyla się nieznacznie i spogląda na chodnik i trawę jakby nie
szukał człowieka tylko mysz lub kreta. Cała ta sytuacja nie tyle ją martwiła co
bawiła. Oczywiście przejmowała się zdrowiem pacjenta, zresztą jak każdy lekarz,
ale musiała przyznać, że inaczej do takich spraw podchodzi się gdy to w istocie
nie twój pacjent.
Nagle wiosenne powietrze przeciął
donośny męski krzyk:
- Zemsta, zemsta na wroga, z
bogiem i choćby mimo Boga - na te słowa Adam gwałtownie się odwrócił w stronę
źródła dźwięku. Długo nie musiał szukać bowiem pan Niecki stał na dachu, machając
rekami i żywo gestykulując do kogoś, kogo prawdopodobnie tylko on sam widział.
Naraz uklęknął na skraju betonowej platformy i zaczął drżeć się w wniebogłosy -
DAJCIE MI SETEK DUSZ!! DAJCIE MI SETEK DUSZ! ZEMSTA, ZEMSTA NA WROGA.
- Cholera, znalazł się
kolejny wieszcz narodowy. Pieprzony
idiota.
v
W ciągu dosłownie dwóch
minut znaleźli się na dachu, pędząc co sił a hamując dopiero będąc na samej
górze jakby w obawie, że swoją szybkością przestraszą pana Nieckiego. Ów jegomość
jednak był tak zaabsorbowany rozmową z niewidzialnym przyjacielem, że nawet
jednostka specjalna marines nie byłaby w stanie zmącić jego spokojnego stanu
duszy. Powoli, nie wykonując gwałtownych ruchów, zaczęli zbliżać się do niego, skradając
się niczym lampart polujący na tchórzliwą gazele.
Naraz pan Niecki, zaczął
powolnie okręcać się wokół własnej osi bełkocząc jakieś nieznane zebranym
słowa. Z każdym obrotem szybko, aczkolwiek nieświadomie zbliżał się do końca
betonowej platformy. To był jednoznaczny sygnał dla baryłki i wysokiego, że
zabawa dobiegła końca. Schwycili z obydwu stron mężczyznę i pociągnęli w
miejsce znacznie oddalone od skraju dachu.
- Panie Niecki - Adam, zmęczony
psychicznie wydarzeniami dnia dzisiejszego, nerwowo potarł skronie- Czy Panu
już za przeproszeniem , szajba do głowy strzeliła? Czy Pan myśli, że ja jestem
Pana opiekunką, by latać za Panem i asekurować? - z każdym zdaniem ton głosy
Krajewskiego znacznie wzrastał o te kilka decybeli. Wiedział, że żadne z jego
słów w tej chwili nie docierają do świadomości mężczyzny, jednak kontynuował -
Wie Pan, że zażywanie narkotyków w szpitalu jest karalne prawnie. Co ja do
cholery mówię....W ogóle narkotyki są karalne. CZY KTOŚ KIEDYKOLWIEK O TYM PANU
MÓWIŁ? MAMA MOŻE? ALBO TATA? PAN DO
JASNEJ CHOLERY JEST TUŻ PO OPERACJI....
- Adam, przestań już, dosyć
- Agata mocno schwyciła chirurga za przegub ramienia. - Uspokój się, przecież
do niego i tak w tym momencie nic nie dociera - I w istocie, pan Niecki
bełkotał nieustanie własne elegie, błądząc dookoła nieobecnym wzrokiem. Nagle
przerwał patrząc na zebranych jakby momentalnie
włączyli mu przycisk stop na panelu sterowania. Agata szybko podeszła do mężczyzny
patrząc w jego niezwykle poszerzone w tej chwili źrenice - Panie
Niecki...słyszy mnie Pan...wie Pan gdzie jesteśmy? - usta mężczyzny zwęziły się
w jedna cienką kreskę. Po upływie kilku sekund znowu zaczął bełkotać: - Nie mam
już cukierków....cukierki....Chce cukierka - Lekarze wymownie spojrzeli na
siebie. To było do przewidzenia.
Agata grzecznie poprosiła
funkcjonariuszy o wyprowadzenie mężczyzny, gdy naraz pan Maciej znowu zaczął
seplenić : Dajcie mi moje cukierki, chce moje cukierki
- Przykro mi panie Macieju,
ale obawiam się, że wszystkie już pan zjadł - Agata rozłożyła ręce w udawanym geście
bezradności.
- Chce moje cukierki....nie
mam już cukierków...po co ja jej dawałem.....nie mam już
cukierków.....niepotrzebnie dawałem...cukierki.....
- Coś ty powiedział? - Adam
mocno schwycił mężczyznę - Dawałeś komuś te cukierki? Dzieliłeś się z kimś?
gadaj no już, prędko.- Na to mężczyzna
popatrzył niewidzącym spojrzeniem po czym mruknął:
- Dawałem.....poczęstowałem,
tylko dwa, albo trzy....nie pamiętam.
- Kogo tym częstowałeś? Mówże
szybko - Krajewski potrzasnął nim raptownie powodując jeszcze większy wytrzeszcz
gałek ocznych pana Macieja
- Kobiecie....rudej
kobiecie...lekarce
- Doktor Consalidzie...rudej
lekarce? - było to pytanie retoryczne, które Adam zadał automatycznie. Pan
Niecki wcale nie musiał kiwać głową by utwierdzić ich w tym strasznym fakcie
bowiem w Leśnej Górze żyła i pracowała tylko jedna "Ruda".
Teraz to dopiero puzzle w
głowie Krajewskiego zaczęły się układać w jedną logiczną całość. Wiktoria w niezwykle dobrym humorze......Uśmiechnięta
Wiktoria szukająca Falkowicza........Uśmiechnięta Wiktoria na narkotykowym haju
szukająca Falkowicza....
Nie trudno dodać dwa do
dwóch aby wyszło cztery i w tej właśnie chwili Agata Woźnicka dodała takowe
liczby, a owe 4 rysowała się w jej głowie niezwykle krwisto:
- O cholera- zdołała wydukać
I zaraz to pędzili
korytarzami rozwijając prędkość imponującą jak na wysokie szpilki Woźnickiej.
To
naprawdę fascynujące, jak wraz z rozwojem przemysłu, sektor obuwniczy wprowadza
nowe udogodnienia w postaci mocniejszych i stabilniejszych szpilek.
Zostawiając pana Macieja
wraz z funkcjonariuszami nie byli obciążeni niepotrzebnym balastem w postaci
dwóch ochroniarzy, dlatego też dosłownie w ciągu minuty znaleźli się na
korytarzu oddziału chirurgicznego. Wszystko poszło by jak po maśle gdyby nagle
przed nimi nie wyrósł mur w postaci dyrektora Trettera i otaczających go rezydentów.
- Przepraszam bardzo, gdzie
Państwo tak się spieszą? To jest szpital tu nie wolno biegać. Doktorze
Krajewski co się dzieje? - Tretter zlustrował badawczym spojrzeniem Adama po
czym wymownie spojrzał na zdyszaną Woźnicką, która w tej właśnie chwili, z miną
cierpiętnicy zdejmowała swoje beżowe szpilki. Szlag by je trafił, chrzanie to pomyślała odczuwając niewymowna
ulgę gdy jej bose stopy dotknęły szpitalnej posadzki. Adam, szybko w duchu
zaczął układać jedno krótkie acz treściwe zdanie złożone, które by zawierało te
słowa klucze pozwalające na wnikliwe zrozumienie powagi całej sytuacji: rozhasana Wiktoria pod wpływem LSD+ Andrzej
= tragedia do kwadratu. Tak to z pewnością będzie zrozumiałe. Na resztę
przyjdzie czas później. Po chwili Krajewski na jednym wdechu wychrypiał ułożony
uprzednio w głowie komunikat. Na te rewelacje nastała cisza, która zdecydował
się przerwać on sam, odważnie mijając całą grupkę i puszczając się biegiem w
kierunku gabinetu Andrzeja. Woźnicka na swoich bosych stópkach z szpilkami w
rekach podążyła za nim, a dyrektor po poddaniu odpowiedniej analizie umysłowej tych
słów, zdecydował się zrobić to samo. Reszcie już pozostało wykonać to samo co
generał Tretter. A więc Nina, Borys i
Zapała pognali pędem zatłoczonym korytarzem oddziału chirurgicznego.
v
Wiktoria rozsiadła sie na biurku u Falkowicza
i machając nogami jak kilkuletnia dziewczynka rzeka do niego pociesznym głosem
- Na operacje mnie nie bierzesz, do zespołu badawczego mnie nie bierzesz, wiesz
co ja myślę ? - pogroziła mu palcem - Ty
mnie w ogóle nie bierzesz !
Andrzej uśmiechnął sie pod nosem dostrzegając absurd całej sytuacji. Nie dość że siedziała
na jego biurku to jeszcze dodatkowo mówiła o braniu....jakkolwiek miało by to
znaczyć.
Rudowłosa wstała z biurka i podeszła do
profesora niebezpiecznie blisko.
-
Panie
profesorze...- zamruczała -.....Andrzeju
-
Pani
doktor....Wiktorio - szepnął podchwytując jej zabawę.
Lekarka zarzuciła mu ręce na szyję robiąc
maślane oczy. Zaczęła rozpinać mu koszule. Nie śmiał jej przerwać, przynajmniej
nie teraz, stanowczo zbyt dobrze się bawił.
-
Wie
Pani doktor co ja sobie myślę?- pokręciła przecząco głowa dotykając teraz jego
nagiego torsu - że jest pani troszeczkę niegrzeczna...
-
Ależ
panie doktorze...
-
Myślę,
że powinna Pani się położyć...przespać troszkę.
-
Przespać?-
zaczęła się śmiać - Oj doktorze, za mało się znamy - przylgnęła do niego
jeszcze bliżej.
Ale ona jest nawalona pomyślał przyglądając
jej się z nieukrywanym rozbawieniem. Patrząc na nią odczuwał ogromna ochotę
wykorzystania takiej sytuacji. Teraz to po raz pierwszy dostrzegł te detale w
urodzie rudej lekarki, które uprzednio były dla niego niezauważalne. Drobne,
rude piegi licznie zdobiące jej policzki , cienkie acz kształtne wargi, czy chociażby
tęczówki koloru ciemnej zieleni. Te i inne
szczegóły docierały teraz do jego świadomości bez wątpienia czyniąc
doktor Consalide osobą o urodzie unikatowej. Poza tym profesor Falkowicz był
100 procentowym mężczyznom i sytuacja , w której kobieta sama go rozbiera, rozpoczynając
tym samym taką niewinną grę wstępną, wcale nie ułatwiał utrzymania szeroko pojętej
wstrzemięźliwości fizycznej.
Nagle ku jego zdziwieniu lekarka popchnęła go
na biurko, z takim impetem, że nawet gdyby chciał nie mógł by zaprotestować.
Przysiadł na krańcu, a ona usiadła na nim okrakiem. W tej sytuacji profesor
porzucił resztę moralnych wątpliwości i objął ją swoimi mocnymi ramionami.
Zamruczała z aprobatą sprawiając, że uśmiechnął się bezwiednie. Nie ulega wątpliwości że Leśna Góra to
urocza placówka.
- Widzę, że dzisiejszy asortyment jest
niebywale kuszący - skwitowała wodząc opuszkiem palca po nagim torsie Andrzeja
- A dziękuję bardzo Pani doktor - w jego oczach widniał ten ogarniający w takich
sytuacjach mężczyzn dreszczyk pożądania.
Wizja seksu w miejscu pracy była dla niego niebywale kusząca i podniecająca. W
takich też momentach samcowi nie przeszkadza fakt, iż samica ma z rzeczywistością
utrudniony kontakt. Fizjologia i ludzka seksualność
bezapelacyjne wygrywają tu z profesjonalizmem i moralnością.
Z pewnością też by zwyciężyły gdyby naraz do
pokoju nie wparowała cała pielgrzymka lekarzy Leśnej Góry z doktor Woźnicką na
czele. Internistka omiotła wzrokiem pokój spodziewając się widoku ściekającej
po ścianach krwi przyjaciółki. To co zobaczyła jednakże ewidentnie odbiegało od
tego co sobie wyobrażała. Niemniej jednak było to równie dziwne i zatrważające:
Doktor Wiktoria Consalida siedząca okrakiem na uśmiechniętym od ucha do ucha
profesorze Falkowiczu, który w dodatku nie był w całości ubrany. Nina na to
ujecie tylko pogardliwie prychnęła automatycznie wydając niemy osąd jako, że w
całej tej scenie to Wiktoria jest ofiarą, a Falkowicz drapieżcą. Dyrektor Tretter
zdjął rogowe oprawki chwilowo preferując raczej rozmazany obraz, a Jakubek z
Zapałą zdecydowali się tej sceny nie analizować albowiem było to dla nich
stanowczo za dużo. Tymczasem doktor Krajewski szczerzył sie głupkowato, odczuwając
męską i rodzinną solidarność z Andrzejem. Normalny człowiek w takich sytuacjach
odczuwa wielkie skrepowanie i zażenowanie jednakże samego profesora do
normalnych zaliczyć nie można bowiem na widok lekarzy wzniósł wymownie oczy ku
niebu i rzekł:
- Moi drodzy, wam naprawdę brak
kindersztuby -oznajmił oskarżycielskim
tonem - my tu z Panią Doktor doskonale sobie radzimy , prawda Pani Doktor? -
Wiktoria kiwnęła uciesznie głową niczym mała dziewczynka po czym przytuliła się do Andrzeja.
Boże, on jej do końca
życia tego nie odpuści. Ludzie będą gadać pomyślała Agata wyobrażając sobie
jakie męki czekają Rudą po odzyskaniu pełnej świadomości . Nastała niezręczna
ciszą , którą przerwał profesor.
- A teraz ktoś łaskawie może mi wytłumaczyć
czemuż to pani Wiktoria ma źrenice wielkości ogromnych spodków do herbaty? - na
te słowa Ruda zaczęła chichotać po czym zawieszając się na jego szyi dała mu soczystego całusa w policzek. Na
ten gest Adam tylko całą siłą woli jeszcze utrzymujący się na nogach usiadł na stojącej
w kącie czerwonej skórzanej kanapie i ryknął śmiechem .
- Myślę, że doktor Krajewski będzie Pana
idealnym rozmówcom w sprawie wyjaśnień - oczy Agaty ciskały gromy w kierunku
Adama. Blondynka podeszła do dwóch głównych aktorów i odciągnęła, przyklejona
jak rzep do Falkowicza Wiktorie. Wtedy to wesołe ogniki w jego oczach zgasły, a
szybko zastąpił je chłodny profesjonalizm. Zapiął koszule i jedna ręką
przeczesał włosy. Zabawa dobiegła końca.
- Słucham uprzejmie Doktorze
- A
wiecie, że dzisiaj będzie pełnia? - rzucił Krajewski od niechcenia, uśmiechając
się przy tym tak szeroko, że co uważniejszy obserwator dostrzegł by jego zęby
mądrości. Zaraz jednak zauważając morderczy wzrok Agaty opanował się i począł
wyjaśniać: - Cała sprawa ma swój początek w osobie Pana Nieckiego.......- i zaczęły
się dogłębne wyjaśnienia, a doktor Wiktoria Manuela Consalida została rychło w
czas wyprowadzona przez leśnogórski orszak by w ciszy i spokoju powrócić z
narkotycznego haju do świata żywych. Bezdyskusyjnie
domniemana andropauza Falkowicza przy tym wydarzeniu pójdzie w niepamięć.
Ola&Ewelina