środa, 8 lipca 2015

XXXIII "Euforyczne i pełne uczucie"

Dzięki, że przez cały ten czas byliście z nami i to czytaliście:-)Mogę tylko Was zapewnić jak wielką przyjemnością dla mnie było pisanie tego opowiadania. Dla Eweliny również. Ostatni raz pragnę Wam życzyć miłego czytania;-)



Wiktoria zgodnie z niepisaną umową przeprowadziła się do Andrzeja. Właściwie poprawnym sformułowaniem było tutaj to iż Wiktoria przy pomocy Andrzeja przez ostatni tydzień ZACZĘŁA SIĘ  do niego przeprowadzać. Po zebraniu wszelkich szpargałów i maneli w jeden kąt pokoju-; najpotrzebniejsze  rzeczy upakowała w walizki tytułując je jako: priorytetowe- do natychmiastowego wywiezienia i te trzeba było przenieść w pierwszej kolejności; i rzeczy spakowane w pudełka z nalepką: mogą zaczekać, które okazały się o ironio najpotrzebniejsze.
Consalida kochała przeprowadzki. Była w nich dobra. Bardzo dobra.
- Weź jeszcze to pudło - Wiktoria wskazała palcem, duże papierowe pudło stojące przy opustoszałej już półce z książkami.
Andrzej markotnie pokiwał głową:
- No tak - skwitował krótko - Lepiej wziąć bo może się okazać, że znowu nie wzięłaś czegoś tak potrzebnego i pilnego jak szczoteczka do zębów czy majtki na kolejny dzień.
Wiktoria łypnęła groźnie na profesora:
- Zdarzyło mi się raz zapomnieć - wzruszyła ramionami - Wielkie rzeczy. Nienawidzę przeprowadzek.
Andrzej wyszczerzył się:
- Wiesz... - zaczął flegmatycznie - Szczoteczka i majtki to mały picuś... Na jeden wieczór i nockę możesz obyć się bez majtek...- pokręcił rozbawiony głową - Absolutnie nie będę zniesmaczony...a co do szczoteczki...
Andrzej podszedł bliżej i przyciągnął Wiktorie do siebie, delikatnie zniżając głos do figlarnego szeptu.
- Szczoteczkę zawsze mogę Ci pożyczyć moją - uśmiechnął się szeroko - W końcu co to za różnica i tak wymieniamy się innymi płynami ustrojowymi - wydukał - Możemy i takimi się wymieniać.
Wiktoria odepchnęła Andrzeja, który teraz śmiał się głośno z własnego dowcipu, zadowolony z siebie.
- Jesteś obrzydliwy - odparła zniesmaczona - Weź to pudło i zapakuj do samochodu zamiast myśleć o płynach ustrojowych.
Uśmiechnęła się , jeszcze lekko zniesmaczona kręcąc głową gdy Andrzej brał ciężkie pudło i w żółwim tempie szedł z nim przez pokój.
v   
Są dwa momenty  w życiu każdego mężczyzny, w których doświadcza on jakiegoś euforycznego i pełnego uczucia. Owe uczucie  to  pewność i spokój, że droga na której się znajduje zmierza we właściwym kierunku. Pierwsza sytuacja z pozoru błaha - gdy zaparzysz doskonałe espresso z idealnie tłuściutką cremą i syropowatym dnem a czas parzenie będzie dokładnie wynosił 23 sekundy.
Druga sytuacja to taka gdy trzymasz swoje dziecko na rękach. Ma ono twoje oczy, może nos matki i ogromną wolę wkroczenia do tego niebezpiecznego świata. Ty będziesz jego przewodnikiem.
Zaciska małe piąstki na twoim ogromnym kciuku i łapczywie chwyta każdy oddech. Pchasz mu te powietrze; nakierowujesz do jego małych usteczek ale tylko najczystszą partię. Bo on musi dostać wszystko co najlepsze.
Mały Ksawery ziewnął a Adam zaśmiał się i ucałował jego miękką, pachnącą główkę.
- On chyba już mnie poznaje - zwrócił się do Ireny - Zobacz jak na mnie patrzy.
Irena stanęła za fotelem i objęła Adama:
- Myślę, że to trochę za wcześnie.
- Zobacz jak ściska mój kciuk.
Ucałowała w głowę Adama i z rozrzewnieniem pogłaskała identyczne kędziorki na główce Ksawerego.
Z drugiego pokoju rozległy się jakieś krzyki radosnego przekomarzania.
Po chwili do ich uszu doszły wściekłe okrzyki rozwścieczonej Wiktorii i śmiech ucieszonego obrotem spraw Andrzeja.
Obydwoje czuli spokój i pewność.  Pewność, że niedługo oni się przeprowadzą do nowego domu a spokój bo od tego czasu będą od nich oddaleni prawie o odległość całej Warszawy. Łatwiej jest kochać na odległość.
v   
Kobiety mają to do siebie, że zawsze, absolutnie zawsze wyznaczają sobie wygórowane cele, nie biorąc pod uwagę swoich możliwości podołania im i naturalnych "biologicznych przystosowań". Jako jedyna płeć na świecie ( a mamy tych płci  dużo, coraz więcej) potrafią zmieniać zdanie i cele tak szybko jak krążą neutrony w Wielkim Zderzaczu Hadronów. Nie to, że mężczyźni nie podejmują wygórowanych celów. Co to to nie....u kobiet jednak kształtuje się to w pewną tendencję, której wyjątki jedynie potwierdzają regułę.
Pozwolę sobie opisać jedną taką sytuacje: kobieta nazwijmy ją X, wybiera sobie okazałego samca zwanego na przykład Y. Samiec o imieniu Y jest niezwykle postawnym, silnym, o niezwykłej aparycji i pewności siebie człowiekiem; toteż nic dziwnego, że nie może odpędzić się od takich samic X.
Samica X, możliwe, że znajdując się tuż przed okresem, obiera sobie jako cel takiego Y marząc jedynie o kooperacji XY. Hormony działają.
Wtedy to taka kobieta X, oślepiona takim Y, nie dostrzegając jego wad i ewidentnie wychodzących wprzódy z takiego samca przywar, robi wszystko, poczynia starania aby doszło do tego XY głęboko wierząc, że w tym X*Y kryje się jej własne, osobiste szczęście. Głupia taka samica.
 A gdy już dojdzie do tego X*Y nagle jak w lawinie, kaskadowo zaczynają uwypuklać się wszelkie rzeczy, które w samcu są negatywne i summa summarum ostro rozjątrzają taką samice. A rzeczy negatywne zawsze są i będą, nie oszukujmy się drogie Panie.  Porozrzucane po sypialni brudne skarpetki i majtki, puste butelki po piwie czy kawie, dziwne telefony o czwartej nad ranem albo mroczne cienie przeszłości, co jakiś czas przypominające o swoim istnieniu. Jest już jednak za późno. Nastąpiło zapieczętowanie więzi  a wraz z nim koniec marzeń o pięknym domku z śnieżnobiałymi oknami  i werandą; koniec marzeń o ślicznych , małych xy latających na swoich tłustych nóżkach wokół Ciebie.; koniec marzeń bo przecież oprócz noska tatusia synek może odziedziczyć również skłonność do alkoholizmu, córeczka może mieć w genach zakodowane agresywność i nadpobudliwość połączoną z brakiem komunikatywności z innymi ludźmi. Następuje koniec złudzeń a powrót do życiowej rzeczywistości.   Wtenczas  samica X zaczyna się zastanawiać.  Zaczyna starać się samca zmieniać aby pasował do jej idealnego modelu. Albo w ogóle się nie cacka i od razu zmienia cel. To od samicy zależy. Jeżeli  wprowadza program zmian to a) na pewno jej się nie uda b) wywiąże się z tego wiele kłótni c) będzie to stanowiło dla niej ogromne nakłady energetyczne. Jeśli wprowadza program akceptacyjny pozwalający na wybudowanie białego domku i doczekania się xy to: a) sama popada w alkoholizm b) ma stany depresyjne c) zdradza męża z innym napakowanym testosteronem Y
Taka jest nasza samica X.
A wyjątki, wyjątki jedynie potwierdzają regułę.
Wiktoria z nieukrywaną tkliwością spoglądała na Andrzeja czułym wejrzeniem zielonych oczu.
Była 3. 30. Wspólny dyżur nocny.
Andrzej już od jakieś godziny smacznie drzemał na kanapie, pomimo tego, że ściśnięty i skulony w sobie jak tylko mógł, zajmował całą jej powierzchnię skutkiem tego Wiktorii zdawała się ona tak mała. A może on był tak duży.
Uśmiechnęła się czule, opatulając go ciasnej kocem; przykrywając jego  duże, wystające z nad wezgłowia stopy; delikatnie zamykając jego rozdziawione usta; gładząc czule jego potarganą czuprynę z już nieśmiałymi, drobnymi pasmami siwych włosów.
Andrzej ziewnął, po chwili uśmiechając się, biorąc jedną rękę pod głowę i mrucząc coś pod nosem. Coś czego Wiktoria nie mogła zrozumieć, wiedząc jednak iż Andrzej znajduje się gdzieś w stanie pomiędzy jawą a snem szepnęła tylko łagodnie:
- Śpij, później Cię obudzę.
Uśmiechnął się subtelnie.
Przyglądając się z rozrzewnieniem swojemu ukochanemu nie mogła wyzbyć się wrażenia iż jest jak te wszystkie kobiety, które zawłaszczywszy sobie mężczyznę traktują go w sposób przedmiotowy nadając mu tytuł mój facet i tego też tytułu używają w rozmowach z innymi kobietami. Mówią ja i mój facet to ja i mój partner tamto. Wiktorii wydawało się to tak głupie i błahe, jednakże nie mogła wyprzeć się tej jasnej prawdy, która ciągle wyprzedzała ją o kilka kroków naprzód -  Chciała by Andrzej był tylko jej. By był jej własnością i by żadna inna kobieta nie kładła na niego swoich świerzbiących łap; by był przy niej już zawsze.
Mimo iż, świadomość ta napawała ją wstydem bowiem wiedziała iż Andrzej będąc przede wszystkim człowiekiem, ma prawo do własnych decyzji i wyborów i jako mężczyzna należy mu się odrobina niezależności, która nadaje związkowi tej pikanterii ; to pomimo tego dobrze wiedziała, że jest jedną z takich kobiet. Nigdy wcześniej nie była taka. Do teraz. Nigdy też tak nie kochała. Do teraz.
Patrząc na Andrzeja; na jego zbyt duże stopy i wielkie, całe nabrzmiałe w żyłach ręce; na drobne zmarszczki na czole i pod oczami; na te delikatne pasemka siwych włosów na zmierzwionej czuprynie ; do wszystkich tych drobnostek odczuwała tak silne przywiązanie, wszelkie te drobnostki akceptowała i z nieukrywanym zdziwieniem wszelkie te cechy uważała teraz za swoje. To były JEJ stopy, JEJ dłonie, JEJ zmarszczki.
Podeszła i pochyliła się nad Andrzejem, składając delikatny pocałunek na jego szorstkim policzku.
Przeciągnął się, otwierając oczy i niemrawo spoglądając na nią:
-  Gdzie śpimy dzisiejszej nocy? - zapytał niewyraźnie - Znaczy tej nocy śpimy tutaj. Ale następnej?
Wiktoria uśmiechnęła się tkliwie:
 - Śpimy w domu.
- Ale w czyim domu? - podparł się łokciem o wezgłowie kanapy - W moim czy w Twoim?
Wiktoria subtelnie złapała go za brodę i przyciągnęła do siebie składając na jego wargach czuły pocałunek:
- W naszym - odparła figlarnie i poszła.
Andrzej przez chwile przyglądał się jeszcze drzwiom, w którym znikła jej postać, po czym, może ze względu na późno noc, nie rozumiejąc, które mieszkanie Wiktoria miała na myśli, obrócił się na drugi bok i przyłożył głowę do poduszki.
v   
Następne dni przynosiły ciepło i spokój do serca i nagły przyrost masy w tali.
Wiktoria skrzywiła się i zeszła z wagi. Ta myśl była dla niej ostatecznością a jednak nie mogła się jej wyprzeć. Przytyła, miała mdłości a sutki jej nabrzmiały. Oto skutki dobrego  nieskrepowanego seksu.
Zagryzła wargę i oparła się biodrami o umywalkę. Dzisiaj był jej ostatni dzień w hotelu rezydentów. Wkraczała w nowe życie z sporym przytupem.
Irena stanęła w progu. Ona przeciwnie do Wiktorii z każdym dniem gubiła jeden kilogram. W przyrodzie bilans zawsze musi wyjść na  zero.
- Tak myślisz? – Wiktoria zapytała na jej badawczy wzrok.
Przyjaciółka oglądała Wiktorię, jej postać – zagryzając wargi – patrząc skrupulatnie jak naukowiec ogląda pod mikroskopem bakterię Escherichia Coli.
Tyle, że tutaj obserwacja przebiegała makroskopowo.
- Mogę poczynić pewne uwagi?
- No.
- Sutki ci urosły.
- No.
Andrzej miał przyjechać po nią za niecałe dwie godziny. Spojrzała na Irenę:
- Myślisz, że on już wie?
Irena popatrzyła na nią jakby właśnie poprosiła ją o rozwiązanie wielkiego równania Fermata.
- Mężczyźni wiedzą dokładnie tyle ile im się powie. Nie mniej, nie więcej – powiedziała spokojnie – To dobry czas Wiki.
Uśmiech w jej oczach i spokój może wyuczone przez własne macierzyństwo utwierdziło Wiktorię, że tak po prostu musi być. Czasem po prostu musi tak być żeby jakoś wszystko się toczyło. Twarz Wiktorii rozjaśnił szeroki uśmiech.
Przytuliła Irenę i wyszła by spotkać się z Andrzejem. Dokładnie wiedziała gdzie jest.
v   
Cmentarz mienił się kolorami czerwieni przechodzącej do czerni  tworząc niemal kwiatowe Eldorado. Tam fiolet a tu biel - wszystko nie pasowało do siebie jednocześnie współgrając ze sobą; tworząc szaloną kompilację kolorów.
Było południe jednak prawie wszędzie paliły się znicze rozświetlając jasne, mieniące się w słońcu kamienne płyty.
Wiedziała gdzie go znajdzie. Nie chciała mu przeszkadzać dlatego też stanęła obok niego tak samo jak on starając się oddać cichej kontemplacji.
Od jakiegoś czasu jednak  występowała straszna zależność – gdziekolwiek ona była i on się pojawiał – przysłaniała mu ona cały świat , także i teraz całkowicie zaburzyła procesy kontemplacyjne.
Uśmiechnął się delikatnie:
- Spóźniłem się?
- Nie, tylko chciałam ci coś powiedzieć. Uważam, że to nie może czekać.
I popatrzyła się delikatnie a jej ręka powędrowała w kierunku swojego brzucha.
Andrzej patrzył na tą rękę. Najpierw przez moment strach przesłonił mu twarz, później jednak jakiś spokój, uniesienie i radość sprawiły, że uśmiechnął się szeroko.
Wiktoria podeszła do niego i objęła go. Teraz już była całkowicie spokojna.
 Dotknął jej brzucha i wybuchnął śmiechem:
- Trzeba się tylko modlić, żeby to była dziewczynka.
- Ja już to robię.

Należy stwierdzić, że natura zawsze ma swój, oryginalny plan - niekoniecznie  współgrający z życzeniami ludzi.

Ola