Albert Einstein opisał kiedyś takie równanie. Jeśli "a"
oznacza szczęście, to a =x+y+z. „X” to praca, „y” - rozrywki, a „z” - umiejętność trzymania języka za zębami. Zabawne, że takie szkolne głupoty przypominają się człowiekowi w
najmniej oczekiwanych momentach. Wiktorii Consalidzie chociażby, wpadło to do
głowy przy wykonywaniu zabiegu Appendektomii. No proszę, życiowa refleksja nad wyrostkiem robaczkowym…
-Skalpel proszę.
Wiktoria wzięła do ręki narzędzie i wykonała klasyczne cięcie
McBurneya. Oczywiście lepiej byłoby uwinąć się z tym laparoskopowo, ale pani
Białek przez ostatnie lata troszkę się zapuściła, więc trokar nie miał żadnych
szans. Cóż, życie.
Zasadniczo Consalida za matematyką nigdy nie
przepadała, za fizyką tym bardziej, ale ten cytat uznała za idealne
podsumowanie swojego życia. Praca czyli jakieś 90%,
rozrywki, no niech będzie te 10%, w końcu od czasu do czasu zdarza się jej upić
z Agatą jakimś winem. No i trzymanie języka za zębami czyli definitywne 0% w
jej przypadku.
-Nie ma obecności uchyłku Meckela, możemy zszywać.
Pielęgniarka kiwnęła głową i podała Wiktorii niezbędne narzędzia. No właśnie Consalida, spójrz na siebie.
Kończysz 30 lat, nie masz męża, ani dzieci, specjalizacji też nie, a twój dzień
zaczyna i kończy się na wyrostkach albo woreczkach żółciowych. Już nawet
Jakubek przędzie lepiej niż ty.
V
Agata spojrzała błagalnie na zegar wiszący na ścianie w pokoju
lekarskim. Niestety, ten uparcie wskazywał godzinę szóstą trzydzieści, która
definitywnie nie kończyła jej nocnego dyżuru. Woźnicka, na swoje nieszczęście,
nie była w stanie przyjąć tak wielkiej dawki kofeiny jak Consalida (która była
nieoficjalną rekordzistką w tej dziedzinie), więc na ogół swoje dyżury znosiła
dość źle. Zwłaszcza dzisiejszy.
-Padam z nóg. – Wiktoria wmaszerowała do pokoju i rzuciła się na
kanapę obok blondynki.
-No co ty nie powiesz? Chyba się starzejesz Ruda, postałaś chwilę
przy stole operacyjnym i już się zmęczyłaś? – Agata posłała koleżance ironiczny
uśmiech.
-Daj spokój. To już mój drugi wyrostek w tym tygodniu i to w dodatku
w nocy. Z resztą czy w tym szpitalu nie ma innych lekarzy?- Wiktoria rozłożyła
ręce w teatralnym geście bezradności.
-Są, ale nie tacy dobrzy jak my.- Woźnicka puściła przyjaciółce
oczko. Consalida uśmiechnęła się w odpowiedzi zawadiacko.
-Kończysz dyżur o siódmej, prawda?
-Tak, może wcześniej jak Przemek i Borys się zlitują.- Agata
ziewnęła głęboko.
-No dobra, skoro to tylko pół godziny to zostanę z tobą i wrócimy
razem do hotelu.
Wiktoria posłała przyjaciółce spojrzenie typu „Znaj moją dobroć” ,
na co ta pokazała jej język.
-No to skoro jesteś już tak łaskawa, to chodź i pomóż mi poukładać
tą dokumentację. Nie będziemy się przynajmniej nudziły.
-Ja tam się wcale nie nudzę.- stwierdziła oburzonym tonem Pani
chirurg, ale posłusznie podeszła do biurka i wzięła się do pracy. Przekładając
papiery do segregatorów nie zauważyły nawet jak do gabinetu wparował Przemek, a
zaraz zanim Borys. Oboje ubrani byli w kombinezony motocyklowe, jednak
podekscytowanie malujące się na ich twarzach nie brało się wcale z odbytej
przed chwilą przejażdżki.
-Dziewczyny zostawcie te papierzyska i lepiej usiądźcie, bo mamy
takiego newsa, że padniecie!- wyraz twarzy Zapały idealnie obrazował tzw.
„banan na ryju”. Dziewczyny spojrzały po sobie, a następnie na chłopaków i
zrobiły sceptyczne miny.
-No ja na pewno zaraz padnę jak nie dostanę się do swojego łóżka,
także…- Wiktoria poklepała Przemka po ramieniu- sorry, ale twój news będzie
musiał poczekać aż poddam swoje neurony odpowiedniej stymulacji.- po czym udała
się na drugi koniec pokoju by przebrać się w normalne ubranie.
-Jak to usłyszysz to nie będziesz mogła spać, gwarantuje ci!-
Jakubek wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
-No to może w końcu nam powiecie o co chodzi zamiast cieszyć się jak
głupi do sera?- spytała rzeczowo Agata, dopinając guziki płaszcza. Zapała
przybrał niezwykle poważny wyraz twarzy i rzekł podniosłym tonem:
-Profesor doktor habilitowany Andrzej Falkowicz, ceniony w świecie
medycznym chirurg naczyniowy oraz wynalazca nowej metody usuwania tętniaków aorty brzusznej, właśnie w tym momencie odbywa
rozmowę z dyrektorem szpitala klinicznego w Leśniej Górze, Stefanem Tereterem,
w sprawie podjęcia pracy, właśnie w owym szpitalu. Co ty na to?
-Podejrzewam, że powinnam teraz pewnie się zdziwić czy coś, ale o
ile dobrze udało mi się wyłapać z twojego przemówienia, facet jest chirurgiem,
więc z moją specjalizacją ma chyba nie wiele wspólnego.
-Agata…
-Tak Przemek, uspokajając cię, wiem kim jest Profesor doktor
habilitowany Andrzej Falkowicz gdyż na niemalże każdym kanale w telewizji mówi
się o tej jego nowej metodzie. Super, że będzie tu pracował, pewnie weźmie cię
do jakieś asysty, poznasz jego nową metodę, staniesz się jego uczniem, ekstra.-
pełen sarkazmu ton Agaty ewidentnie wskazywał na to jak bradzo jest zmęczona.
Zapała pokręcił głową z niedowierzaniem i zwrócił się w stronę ubranej już w
kurtkę Wiktorii:
-Błagam Wiki, przynajmniej ty jako koleżanka z branży okaż
zrozumienie.
-W tym momencie możesz mi nawet powiedzieć, że w naszym bufecie
będzie śpiewać Violetta Villas. Jedyne czego mi teraz potrzeba to ciepłe łóżko,
a nie jakaś nowa metoda i kolejny kawał mięcha do wykrojenia. Chodź Agata, bo
oczy mi się same zamykają.
I nie zaszczyciwszy nawet spojrzeniem, ani Jakubka, ani Przemka,
obydwie wyszły z pokoju lekarskiego.
V
Treter chyba już dawno nie był w tak dobrym nastroju jak dziś. Nie,
on był wręcz szczęśliwy. I chociaż może zabrzmieć to odrobinę dziwnie, do
takiego stanu doprowadził go przystojny mężczyzna w średnim wieku, siedzący
właśnie naprzeciwko niego.
-A zatem zdecydował się Pan jednak na nasz szpital.
-Owszem. Tak jak już wspominałem w naszej wcześniejszej rozmowie.-
mężczyzna uśmiechnął się lekko i sięgnął po stojącą przed nim filiżankę z kawą.
Upił łyk, nie spuszczając spojrzenia stalowych oczu z dyrektora szpitala.
-Oczywiście, ale niech mnie Pan zrozumie, naprawdę ciężko jest mi
uwierzyć, że specjalista tak wysokiej klasy chce pracować właśnie u nas.-
Treter uśmiechnął się przepraszająco.
-Niech Pan nie będzie taki skromny. Może to dość mała placówka, ale
za to bardzo nowoczesna, no i jak sam Pan powiedział, pracują tu bardzo zdolni
i życzliwi ludzie. Czego mogę chcieć więcej? To idealne miejsce by zrealizować
mój projekt o własnym oddziale naczyniowym.- uśmiech na jego ustach poszerzył
się jeszcze bardziej.- Wie Pan, panie Treter, to takie moje małe marzenie-
stworzyć jeden z najlepszych tego typu oddziałów, jeśli nie najlepszy, w
Polsce. Długo nie mogłem się za to zabrać, głównie przez moją pracę w
Szwajcarii, m. in. z dr Anną Shultz, którą również chciałbym zaangażować w ten
projekt…
-Tą dr Shultz?!- oczy Tretera zrobiły się wielkie niczym spodki.
Bingo. Mężczyzna siedzący naprzeciwko niego zaśmiał się w duchu po czym dodał:
-Naturalnie, że z TĄ dr Shultz, chyba, że znamy jeszcze jakąś inną
wybitną kardiochirurg?
-Po prostu… przepraszam, ale nie wyobrażam sobie, że dr Shultz
mogłaby… że chciałaby…- Treter niedowierzając w to co się właśnie dzieje po
prostu zamilkł. Siedzący przed nim mężczyzna już świętował w duchu swoje
zwycięstwo. Po chwili dyrektor odetchnął głęboko i z szerokim uśmiechem zwrócił
się do swego rozmówcy:
-Profesorze Falkowicz, nie ma sensu dłużej rozmawiać. Powiem tyle:
szpital jest do pańskiej dyspozycji.
W tym momencie Andrzej Falkowicz przybrał najlepszą maskę
uprzejmości na jaką było go stać.
-Wyśmienicie.
V
Falkowicz przemierzał właśnie korytarz szpitalny u boku Tretera.
Pracownicy szpitala oraz pacjenci oglądali się za nimi, jedni z
niedowierzaniem, inni z widocznym na ich twarzach podziwem. Widok dyrektora
przechadzającego się po Leśnej Górze z facetem z telewizji (dla nie
wtajemniczonych) bądź ze światowej sławy naczyniowcem (dla tych wtajemniczonych),
wzbudzał niemałą sensację. Falkowicz zaśmiewał się w duchu z całego tego cyrku.
-Dyrektorze.- zwrócił się do Tretera.
-Słucham?
-Czy mógłbym poznać kilku moich przyszłych współpracowników? Wydaje
mi się, że możemy im już obwieścić radosną nowinę, nieprawdaż?
Treter uśmiechnął się szeroko i powiedział:
-Ależ oczywiście, nawet będziemy mieli ku temu okazję właśnie teraz.
Pani Wiktorio, pani Agato!- mężczyzna zawołał dwie rezydentki, wychodzące
właśnie z pokoju lekarskiego. Odwróciły się w stronę Tretera po czym spojrzały na siebie z
niedowierzaniem.
-Chciałbym panu przedstawić rezydentkę interny, Panią Agatę Woźnicką
oraz rezydentkę chirurgii Panią Wiktorię Consalidę. Myślę, że Profesor
Falkowicz nie wymaga chyba specjalnej zapowiedzi.- dyrektor uśmiechnął się do
będących jeszcze w szoku kobiet. Falkowicz natomiast z nonszalanckim uśmiechem
ucałował szarmancko dłoń Agaty i zwrócił się do niej:
-Patrząc na Panią szczerze żałuję, że nie jestem internistą.
Blondynka zarumieniła się i z lekkim uśmiechem wymamrotała, że jej
także miło jest go poznać.
-Choć dzięki Pani- tu zwrócił się do Wiktorii- myślę, że decyzja o
zostaniu chirurgiem nie była wcale błędem.- pochylił się by ucałować także dłoń
Consalidy. Przez głowę przemknęła mu myśl, że ta kobieta ma dłonie wprost
stworzone do bycia pianistką albo chirurgiem- długie i smukłe palce, delikatne
i silne zarazem. Zaśmiał się w duchu. Sam siebie nie podejrzewał o tak głębokie
refleksje na temat kobiecej anatomii.
Zanim speszona odrobinę Wiktoria zdołała cokolwiek odpowiedzieć, z
pokoju lekarskiego wyszedł Jakubek trzymając w rękach damską torebkę.
-Wiki zapomniałaś…- głos uwiązł mu w gardle gdy zobaczył kto właśnie
stoi przed pokojem lekarskim. Nagle wyraz jego twarzy z niepomiernego
zdziwienia zmienił się w coś pomiędzy uwielbieniem, a radosnym niedowierzaniem.
Treter uśmiechnął się pobłażliwie.
-Aaa dr Borys Jakubek, wspaniale. Kolejny rezydent na chirurgii.
Doktorze Jakubek to…
- Profesor doktor habilitowany Andrzej Falkowicz. Jestem
zaszczycony.- Borys wyrzucił to z siebie jednym tchem, patrząc na mężczyznę
szeroko otwartymi oczami. Po chwili, jakby o tym zapomniał, dygnął lekko. Agata
spuściła głowę by ukryć uśmiech, podobnie jak Wiktoria, która żałowała, że nie
ma w tym momencie kamery. Boże, czy on
właśnie dygnął?
-Ehem… dziękuję bardzo. Mi również jest miło.- odrzekł uprzejmie
Falkowicz, w duchu żałując, że ten
cymbał nie wybrał jakieś innej specjalizacji. Mógłby się zamienić z tą uroczą
blondyneczką z interny…
Niezręczną sytuację przerwał Treter:
-Dr Jakubek czy jest może z panem dr Zapała?
Borys kiwnął jedynie głową i wszedł z powrotem do pokoju
lekarskiego, by po dłuższej chwili wrócić z Przemkiem, którego wyraz twarzy był
niemalże lustrzanym odbiciem mimiki Jakubka. Agata i Treter zachowywali jeszcze
w tym momencie pozory przyzwoitości i starali się otwarcie nie śmiać z kolegów.
Wiktoria jednak nie była na tyle wyrozumiała i uśmiechała się szeroko,
przypatrując się w jakim stanie znaleźli się obaj chirurdzy.
-Dr Przemysław Zapała.- Treter ograniczył się jedynie do krótkiej
wymiany imienia gdyż bał się, że w końcu sam wybuchnie śmiechem.
-Profesorze Falkowicz to dla mnie ogromny zaszczyt móc z panem
pracować… oczywiście jeśli zdecydował się pan na pracę w Leśnej Górze, prawda?-
Przemek wpatrywał się w Andrzeja cielęcym wzrokiem. Z boku wyglądało to odrobinę dwuznacznie pomyślała Wiktoria i nie
mając nawet zamiaru powstrzymywać się od tego, zaczęła otwarcie rechotać. Po
chwili dołączyli do niej Agata i Treter, choć ten ostatni starał się jeszcze
hamować. Falkowicz zdobył się na szerszy uśmiech po czym rzucił:
-Przyznam szczerzę, że odrobinę mnie niepokoi, że działam na panów w
sposób bardziej… sugestywny niż na obecne tutaj panie.
Zapała i Jakubek dopiero po chwili zrozumieli sens słów starszego
mężczyzny i z wypiekami na twarzy zaczęli się tłumaczyć jak bardzo szanują
obecnego tu profesora i że ich zachowanie to jedynie wynik podziwu dla niego
oraz że nie chcieli go urazić. Oczywiście Profesor Falkowicz nie czuł się
urażony, traktując całe zdarzenie jako głupie nieporozumienie i w duchu
kombinując jak mógłby wypieprzyć tych dwóch idiotów z tego szpitala.
V
Dobrze poszło pomyślał
wjeżdżając na przestronny parking swojej rezydencji. Po owocnym dniu w leśnogórskim
szpitalu był niemal pewny, że wybrał dobre miejsce. Po
pierwsze większość rezydentów tu to idioci, no może oprócz tej jednej rudej
lekarki ponieważ jak mu sie zdawało ona
jedna wykazywała trochę większą aktywność swojego mózgowia... ale może to tylko
pozory. Po drugie Tretter jadł mu z ręki , Profesor był więc przekonany, że
otworzenie własnej naczyniówki to tylko kwestia czasu. Trzeba tylko sprowadzić
kilku zaufanych fachowców żeby, przyszły odział mógł sie rozwijać. No i rzecz
najważniejsza, wokół której kręciło sie całe jego życie. Cudowna cząsteczka.
Pamiętał wszystkie nieprzespane noce, godziny spędzone na mozolnej pracy, przekręty wielkiego kalibru,
wszelkie rzeczy które w pewien sposób
doprowadziły go do tego momentu. On, profesor dr Hab. Andrzej Falkowicz był o
krok przed wielkim wydarzeniem w historii światowej medycyny. Mało tego, to on miał grać tam rolę pierwszoplanową. Gdy
o tym pomyślał przechodziły go ciarki po plecach. Teraz tylko trzeba pójść
troszeczkę na skróty jeśli chodzi o badania kliniczne... ale tylko troszeczkę.
Nie lubił określenia swoich badań mianem nielegalnych......wolał
tutaj używać terminów na skróty bądź utajnionych......bo przecież to wszystko
dla dobra ludzkości. I do tego miała mu posłużyć Leśna Góra.
Te oto myśli i rozważania kłębiły sie w głowie profesora gdy
wychodził z samochodu i wkładał klucze do frontowych drzwi. Jego myślowa debata została jednak przerwana,
kiedy poczuł opór przy przekręcaniu zamka. Drzwi były otwarte. Ktoś był w
środku. Wszedł do pomieszczenia rozglądając się po przedpokoju. W kacie
dostrzegł beżowe szpilki a na wieszaku jesienne palto.
-Gość w dom, Bóg w dom. - szepnął uśmiechając sie pod nosem i kierując swoje kroki do
salonu.